piątek, 5 października 2012

Rozdział 21



Jestem wdzięczny bardzo KatD za świetny szablon^^. Zapraszam do czytania. OId teraz rozdziały bedą pojawiac się troche później niż zwykle bo zaczynam studia

Pozdrawiam


Rozdział 21
                                                           

„Znajdźmy Matoła!”



                  Gdy kolejna kula trafiła Kamila w kostkę, Mruk myślał, że popłacze się z bólu. Nigdy nie sądził, że może go bolec coś bardziej niż ramie w tej chwili. Utykał lecz mimo to wiedział, że Ivan jest gdzieś za nim. I wiedział też, że dzień kończy się i pozwala zastąpić się nocy. W strachu starał się przezwyciężyć ból. Nie mógł uwierzyć, że słowa i zdania Rosjanina o bólu, cierpieniu, panice będą miały tak realne i niszczycielskie znaczenie. Ivan kroczył za nim w odległości jakiś trzystu metrów. Ładował nowe naboje z ektoplazmy. Był pewien, że wszystko zakończy się dzisiejszej nocy. Ale dlaczego od razu nie wykończył go tak jak obiecał? Może dlatego, że chciał poznęcać się na nim trochę dłużej?
-Zaczyna mnie to nudzić…

                                                                            ***
             Gdy umierasz…stajesz duchem…gdy żyjesz…nie zdajesz sobie z tego sprawy…a gdy już się dowiadujesz o czymś takim…nie masz zahamowań
-Błagam! Błagam oszczędź mnie! Błagam poprawie się!
-Przegrałeś. Zabawa skończona!
       Strzał przeszył głowę ofiary. Wystarczyło pociągnąć za spust. Po to stałem się silny. Po to się narodziłem…by zemścić się na duchach. By zemścić się na wszystkich słabych. Więc czemu, gdy dokonała się moja zemsta ja dalej…
-Nie chciałam jej zjeść! Błagam nie zabijaj mnie!
   Z każdym strzałem, więcej krwi zmieszanej z tym obrzydliwym zielonym świństwem.
-Nie!!!
           Z każdym strzałem, moje imię przestało mieć dla mnie znaczenie. Więc przyjąłem imię mojego życiowego mordercy. Imię życiowego mordercy mojej duchowej matki. I imię mojej ofiary
-Nie chciałem cię zabić! Błagam uwierz mi! Wladimirze!!
        Więc może, gdy przestało to mieć znaczenie…zacząłem zabijać…Zacząłem polować jak ci pożeracze. Nie różnie się od nich. Tylko zamiast zjadać tych wszystkich słabeuszy, wbijam im kulkę między oczy i pozwalam by ich ektoplazma się rozpuściła. Więc czy widzisz Matko cos w tym złego? Ilekroć patrzę na moją broń…Na moje zakrwawione ręce…Czuje coraz większą potrzebę strzału z broni palnej. I wiem, że coraz mniej jestem wrażliwy na rany. Bo zabijanie innych duchów jakoś sprawia, że nie czuję bólu, a uciechę z zabijania. Po kolei każdego z osobna. Byleby nie było więcej duchów. Bym mógł popełnić duchowe samobójstwo. Bym mógł po raz drugi zabić Ivan’a Moskal’a.

                                                                        ***
           Ivan nie miał pojęcia skąd wzięła się u niego ta chęć wspominania, prywatnych refleksji. Ale miał pojęcie co do obecnej sytuacji. Powoli zaczęło go nudzić to całe polowanie, ale nie zamierzał kończyć wszystkiego za szybko
-Nie pozwolę, żadnemu żółtodziobowi „żyć”. Żaden z nich nie jest godny…A tym bardziej Kamil Mruk. Dziwak. A jeszcze bardziej ja. Psychol.

                                                                       ***
           Franc uznał, iż obecna pora to świetny czas na opracowanie nowej techniki Magdalen i użycia jej w odpowiednim momencie. Francuz kazał Lucky’iemu schować się gdzieś pośród pustych korytarzy szkoły. Tymczasem on został sam na sam z Magdalen, która stała wyprostowana na środku sali z zamkniętymi oczami i ramionami wzdłuż ciała. Oddychała spokojnie i równomiernie. Franc bardzo spokojnie krążył wokół niej i mówił.
-Tak jak ci mówiłem. Przypomnij sobie co czułaś pierwszy raz, gdy poznałaś Lucky’ego.
-Masz na myśli porażenie prądem?- zapytała kpiąco. Dalej miała zamknięte oczy.
-Choćby nawet. Gdy cię poraził zostawił na tobie ślad ektoplazmy. Wykorzystaj to i znajdź naszego kotka.
-Dobra…-odburknęła Magdalen. Skupiła swoją ektoplazmę. Przez chwile poczuła się jakby była w jakimś ciemnym pokoju. Starała się, ale oprócz jej plazmy nie wyczuwała nic innego. Przerwała-…cholera, nie daje rady…
-Spróbuj jeszcze raz. Powinno się udać.
-To bezsensu- stwierdziła Madgalen- Próbuje wyczuć tą ektoplazmę, ale mam wrażenie jakby była w jakimś pustym miejscu.
-Wydaje mi się, że źle to robisz. Spróbuj najpierw rozprzestrzenić swoją ektoplazmę wokół.
-A niby jak ma to zrobić, głupi francuzie? To bezsensu- Magdalen zaczęła się irytować.
-Co ci szkodzi?- zapytał francuz z uśmiechem na ustach, nie zważając na obelgę- Gdy próbujesz najpierw wyczuć plazmę twojego celu, nie uda ci się to bo twoja plazma blokuje przepływ wokół innej.
-Możesz jaśniej?-zapytała blondynka drapiąc się po głowie.
-Gdy używasz ektoplazmy do użycia tej techniki, powinnaś rozprzestrzenić swoje fale psychiczne wokół.  Tak jakbyś uwalniała je za pomocą „Push”, tylko w umyśle. Ta odmiana nazywa się „Psy Push”. Wtedy będziesz mogła rozróżnić swoją plazmę od czyjejś. Gdy próbujesz wyczuć inną bez tego „zaplecza” nie uda ci się to. Jedynie będziesz mogła wyczuć albo swoją plazmę, albo nic. A dzięki rozprzestrzenieni swoich fal, wyczujesz te z którymi miałaś kontakt. To proste.
-Irytujące, ale…jak rozprzestrzenić plazmę?- Magdalen całkowicie się poddała. Słuchała już Franc’a do końca, mimo że irytował ją i to bardzo. Tak czy inaczej tylko on znał sposób na znalezienie Kamila, mimo iż nie potrafił go użyć. W sumie spodziewałaby się czegoś takiego po historyku.
-Rób to co wcześniej. Ale tym razem zanim zaczniesz wyczuwać ektoplazmę, uwolnij „Psy Push” i  rozluźnij swoje mięsnie. Wyobraź sobie, że dryfujesz w wodzie. To bardzo prosty sposób. Wtedy uwolnij troszkę ektoplazmy za pomocą podstawowej techniki „Push” tak jak na pierwszym treningu.
-Chyba dam rade…- powiedziała bez przekonania, ale i tak zrobiła to co powiedział Quel. Zamknęła oczy i mimo, że była w pozycji stojącej, rozluźniła każdy mięsień. Czuła się bardzo odprężona, bardzo spokojna i jakby niczym niezaniepokojona. Wyobraziła sobie, że płynie. Była bardzo rozluźniona. Jej umył był spokojny i działał harmonijnie. Uwolniła trochę swojej ektoplazmy składając dłonie jak do modlitwy. I wokół jej całego ciała pojawiła się przeźroczysta ciecz, która wypełniła całe ciemne pomieszczenie. Po sekundzie od miejsca, w którym stała, pojawiły się kręgi wody. Następnie bardziej skupiła ektoplazmę uwalniając jej coraz więcej. Okazało się, że znów jest na jakimś obszarze, ale nie ciemnym. Stała na ziemi i z zamkniętymi oczami starała się znaleźć Lucky’ego. Nagle przed oczami znalazła nieco zaciemnione schematy budynku, w którym przebywała. Widziała go przez sekundę z lotu ptaka i znalazła dwa punkty. Wiedziała, który jest który- Kocie…znalazłam cię…- po chwili otworzyła oczy. Szok wymalował się na jej twarzy, gdy zdała sobie sprawę z tego, że jej się udało. Spojrzała na swojego mistrza, który nie wypowiedział żadnego słowa- Znalazłam go…
-Na co czekasz, idź po naszego kotka- Magdalen wyszła z pracowni kierując się na piętro. Tam znalazła Lukcy’ego w męskiej toalecie, po chwili wróciła z nim w ramionach do profesora. Ten klaskał jej i gratulował znalezienia kotka- Bardzo dobrze Magdalen. Bardzo dobrze!
-Czy teraz uda mi się znaleźć Matoła?
-Na pewno tak. Ty i Lucky go znajdźcie, a ja pokręcę się po mieście. Musze coś załatwić.
-Hej, zaraz nie pomożesz nam?- zapytała zdziwiona, śledząc nauczyciela wzorkiem, który podszedł do drzwi.
-To ważne Magdalen. Niedługo się zobaczymy- powiedział będąc odwróconym tyłem do niej. Po chwili odwrócił się do niej z uśmiechem na ustach- Znajdź Kamila- Po czym wyszedł zostawiając ją z kotem.
-Kocie…
-Wiem…
                                                                ***
-Będę musiał szybko się tym zająć- mruknął do siebie Franc, po czym zniknął z korytarza.

                                                                ***
                Kamil ranny i zmęczony kierował się przed siebie, nie wiedząc już co robić. Obecnie przebywał na starym targu. Właściwe to tu uciekał z Magdalen przed ich pierwszym wrogiem. Myślał teraz o tym jak bardzo musiało się zmienić jego życie skoro teraz ucieka przed duchem mordercą. Nie wiedział wciąż jakie były motywy. Wszystko się plątało. Najpierw Ivan mówił o nauczce za łamanie zasad, potem o rozrywce. Nic Mrukowi nie pasowało.  Lecz i tak postanowił wszystko dopasować, zastanowić się. Ale nie mógł tego zrobić dopóki Ivan sam mu czegoś nie wyjaśni. Biorąc głęboki, zdecydowany wdech, wyszedł z ukrycia i stanął pośrodku pustego rynku, czekając aż Ivan stanie gdzieś przed nim.
-„Co nim kieruj?…Co powoduje u niego chęć zabijania?…Skoro nie jest pożeraczem, to zabija dla rozrywki, tak to mam rozumieć? Nie. Ma w tym cel. Musze dowiedzieć się jaki. A gdy się dowiem będę stanie wytrwać. Nie wiem jeszcze jak, ale jestem pewien że mi się uda.”
             Cisza opanowała okolice. Noc już prawie całkowicie skrywała niebo. Robiło się chłodno. Świst powietrza przecinał pustkę ciszy, uderzał o belki, stragany, poruszał jakimś papierem. Nagle pojawiła się  postać Ivana. Stał daleko od Mruka. Sam był zdziwiony dlaczego Kamil nie ucieka przed nim w popłochu.
-„Może chce się poddać?”-pomyślał, idąc powoli w jego kierunku. Nie śpieszyło mu się. Mruk widząc wysokiego, prawie tak jak on ducha przełknął ślinę. Denerwował się trochę obecności Rosjanina tylko z jednego powodu. Broni jego ręku- Mam nadzieje, że nie chcesz się poddać- wypowiedział Moskal, po czym stanął w miejscu- Co ci jest? Wyglądasz jakbyś chciał mi coś powiedzieć. Jeżeli chcesz prosić mnie o łaskę to odmawiam. Powiedziałem, że nie ma litości.
-Nie. Nic z tych rzeczy. Mam do ciebie pytanie.
-Pytanie?- zdziwił się znów Ivan, ściskając broń- Jeżeli chodzi o twoich przyja…
-Nie- nastała cisza. Srebrnowłosy zmrużył oczy, po czym powoli się wypowiedział
-Więc o co?
-Nie jesteś łowcą duchów bo jesteś żywy, wiec nie chodzi ci o oczyszczenie ziemi z dusz. Jesteś duchem, ale nie jesteś pożeraczem. Gdybyś był próbowałbyś mnie zjeść, a mimo to chcesz mnie tylko zastrzelić. Wyczułbym, że masz ochot mnie pożreć. Więc czemu celujesz we mnie z pistoletu. Co daje ci mordowanie duchów?
-Co?- drgnął Ivan, słysząc ostatnie pytanie
-Nie uważasz, że to co robisz jest bez sensu? Nic ci nie da zamordowanie paru duchów. To że mnie zabijesz nic nie zmieni…
          Ivan wyglądał tak jakby miał zaraz wybuchnąć. Jego rozszerzone oczy, widziały w tym momencie Kamila i rynek w którym przebywali. Widziały tylko sceny z przeszłości. Uszy słyszały strzały i jęki ofiary. I błagania swojego mordercy, którego sam zabił. W głowie odbijało mu się echem twierdzenie Kamila.
-Nie uważasz, że to co robisz jest bez sensu…co ci to daje…to bez sensu…
         Kamil patrzył na zmieniając się twarz Ivan’a. Robił się coraz bardziej wściekły. Wokół niego emanowało bardzo dużo plazmy. Kamil wcześniej nie czuł czegoś takiego.
-„Co ci to daje”…pytasz?- głos Ivana drżał- Myślisz, że nawet jak ci powiem to zrozumiesz!?
            Pistolet w dłoni Ivana zniknął. Nagle znowu ciśnienie się zmniejszyło i Ivan zaczął mocno świecić swoją ektoplazmą. Jego płaszcz pod wpływem ruchu powietrza wirował tak jak jego włosy targane przez wiatr, które nie mogły spokojnie się ułożyć. Ivan wystawił dłoń przed siebie
-Thompson Max!*- z dłoni Ivan’a zaczęła wyciekać ciekła ektoplazma. Ta zaczęła się formować w bron. Kamil obserwował ją przez chwile wyglądała jak karabin, nieco bardziej zmodyfikowany. Gdy wszystko wokół ustało Mruk, mógł ujrzeć jak Rosjanin trzyma w swoich dłoniach ciężką broń-Chciałem go użyć w ostatni dzień. Jeżeli udało by ci się wytrzymać. Jednak wszystko uległo zmianie. Zabije cię teraz nim poznasz powód moich działań! I jeszcze jedno…-tu już zaczął spokojniejszym głosem-…nie poniżyłbym się do opowiadania ci o mojej przeszłości…nawet gdyby było to istotne dla kogoś kogo można uratować! Giń!- i wystrzelił pociskami w stronę Kamila, który nie zdążył uciec. Dostał parę kulek w klatkę piersiową. Pociski z ektoplazmy tym razem przelatywały na wylot przez jego ciało. Kamil upadł na podłogę.

 -Więc to koniec…nie udało mi się nikogo uratować. Boli…strasznie boli…Magdalen miała racje, jestem Matołem…teraz chyba jednak…nawet brakuje mi….- Kamil uśmiechnął się i leżał na podłodze. Próbował wstać, łapiąc się za bolące miejsca. Jedyne co mu się udało to klęczeć na kolanach. Ciało miał skulone w dół. Z ust ulatywała mu krew. Zaś w oczach wszytko mu ciemniało.
-Nigdy nie powiem, ci przez co przeszedłem- Ivan stał nad nim i mierzył do niego. Trzymał karabin w jednej tylko dłoni. Mruk uniósł głowę do góry, obserwując swojego wroga, który miał nad nim przewagę- Wiesz czemu udało mi się ciebie caly czas znajdywać? W twoim ramieniu znajduje się pocisk z radarem. Gdy strzelałem do ciebie nad stawem w lesie, pamiętasz?
-Więc to tak…wiedziałeś, że gdziekolwiek pójdę…
-Tak. Pogratuluje ci, jak na taką łajzę wytrzymałeś całkiem długo. Przykro mi, że nie będziesz mógł się pożegnać z przyjaciółmi. Gdy ci trawią do piekła…Wszystko będzie skończone.
-Proszę cię…zostaw ich…- błagał Kamil.
-Żałosne- Ivan chwytał za spust- Żegnaj- Już miał pociągnąć i rozwalić głowę Kamila, gdy w jego sylwetkę i to prosto w klatkę piersiowa w splot, ugodziła go jakaś długa, metalowa rurka. Wygiął się do przodu otwierając czego usta i oczy zdziwiony. Tak samo zdziwiony był Kamil. A jeszcze bardziej był, gdy coś małego okryte jakąś szmatką usiadło na rurce i uczepiło się łapkami.
-Electric fur!**- nagle metalowa rura zaczęła świecić się na zielono postrzępioną formą ektoplazmy. Okazało się, że jest to prąd, który trafił również Ivana. Kamil spojrzał jak Ivan razem z rurką odchylony do tyłu utknął w tej pozycji krzycząc jak prąd paraliżuje go i rani. Jego broń wybuchła mu w dłoni pod wpływem działania prądu. Ivan krzyknął, ledwo stojąc na nogach. Rurka upadła z hukiem na ziemie. Wściekły spojrzał Mruka, który nie miał o niczym pojęcia.
-Ty…- Nagle coś znowu z przodu poleciało w kierunku Ivana. Okazało się, że były to jakby trzy większe beczki, które równocześnie uderzyły go i bardzo mocno odepchnęły gdzieś na jakiś stragan gdzieś dalej. Kamil obserwował Ivan’a w oddali, który ranny starał się wygrzebać z miejsca- Kurwa!-zaklął Ivan, wychodząc ze śmietniska, które zrobił swoim upadkiem. Spojrzał na swoją spaloną broń, która była w tej chwili bezużyteczna.
-Co się stało…nie rozumiem…-mamrotał ranny Kamil. Nagle przed nim pojawiły dwie postaci, które miały na sobie jakieś szmaty. Zasłaniały im głowę i tors lecz nogi nie. Jedna była wysoka a druga malutka, tak, że sięgała tej pierwszej do kostek. Dziwne szmaty zakrywające im tors i ramiona dodawać im tajemniczości.
-Więc jednak postanowiliście się pojawić…- warknął Ivan zaciskając pieści
-Matole! Czemu pozwalasz mu by ci dowalał! To my zawsze dowalamy komuś! Zawodzisz mnie!
-Jakoś nie widziałem ostatnio byś komu wyprała, głupia blondyno…
-Nie możliwe…-jęknął Kamil, czując że łzy napływają mu do oczy. Nie wiedział dlaczego się tak dzieje, ale poczuł ulgę gdy jedna wysoka postać i jedna malutka ściągnęły z siebie szmaty.
-Hello!- pisnęła mniejsza.
           Kamil nie mógł powtrzymać łez. Nie widział czy to były łzy wzruszenia czy ulgi, ale cieszył się gdy przed jego osobą, w jego obronie pojawiły się dwie postaci, których się tu w ogóle nie spodziewał.
-Magdalen! Lucky!




*Thompson to nazwa pistoletu maszynowego wykonanego w USA i produkowanego przez firmę Auto-Ordnance.
**Elektryczne futro

Tyle ile was tu było