piątek, 11 maja 2012

Rozdział 1

Rozdział 1
                          "O tym naszym byciu"
                                           
Czy kiedykolwiek wyobrażałeś sobie jak wygląda życie po śmierci?  Czy myślałeś o tym co się dzieje z tobą samym? Czy zastanawiałeś się nad tym by to sprawdzić? Nie masz pomysłu jak? To co powiesz na to...A może nie....Nie, nie namawiaj mnie i tak ci nie powiem....ale się uparłeś...Ten sposób to...Śmierć!!!! I wszędzie będzie zielono!


            Nastał ranek. Kamil z ledwością i z głośnym ziewnięciem wstał z łózka. Podrapał się po swojej kasztanowej łepetynie, przymykając lekko powieki. Zamrugał pary razy, obracając głowę w kierunku otwartego okna. Przyglądał się leniwie widokom z zewnątrz, a promienie słoneczne muskały jego zmęczona twarz i drażniły błękitne oczy. Tak błękitne że zazdrościło im koloru samo niebo. I może słusznie. Zamrugał nimi na powrót i znów ziewnął, przeciągając się . Z powodu jakiegoś koszmaru źle spał w nocy, ale teraz nie było to dla niego ważne. Z niesmakiem spojrzał na swój pokój, a raczej na to co go przypominało
            Wszędzie wokół poniewierały się ubrania i książki, tworzące prawdziwy nieład. Kolejny raz podrapał się po głowie, przypominając sobie swoje postanowienie i obietnice, którą złożył ciotce o codziennym sprzątaniu swojego pokoju. Lecz jak to często bywa, zapomina się o takich sprawach jak właśnie sprzątanie. Nie zastanawiając się dalej, siedemnastolatek zaczął pakować do plecaka potrzebne rzeczy, które stanowiły część "śmietniska". Z ciekawości spojrzał na budzik, stojący na małej półeczce obok jego wąskiego łóżka. Aż rozszerzył źrenice , gdy zorientował się iż wybiła godzina ósma. Z prędkością światła zaczął się ubierać w szkolny mundurek. Białą koszule zapinał w miarę równo, zaś trochę ociągał się ze spodniami, powtarzając sobie w panice, że nie zdąży
-Głupi mundurek!- prawie że krzyknął do siebie, niepotrzebnie się złoszcząc. Otóż od kiedy w jego szkole, która była połączeniem gimnazjum i liceum wprowadzono mundurki, nie było rzeczy, której mógłby bardziej nienawidzić. Począwszy od mundurka do samego życia szkolnego, mało rzeczy było dla niego przyjemnych, jako że w mieście, w którym się urodził nie miał żadnych przyjaciół. Odczuwał samotność. Rodziny tak w pełni też nie posiadał. Jedynie jego ciotka, Elżbieta była mu podporą i wychowywała go po śmierci rodziców. Gdy miał jedenaście lat, państwo Mrukowie mieli tragiczny wypadek samochodowy. Samochód wpadł w poślizg i uderzył w drzewo. I to wszystko przez warunki pogodowe.
          Tak czy inaczej, młody Mruk wiódł i starał się wieść normalne życie, którego udogodnienia zapewniała właśnie jego ciotka. Mieszkali w starym domu rodziców Kamila, który mieścił się w okolicy domów jednorodzinnych na osiedlu Mydlice. Żyło im się dobrze, Kamil chodził do szkoły, uczył się w miarę swoich możliwości, ale i tak poza Elżbietą nikogo innego nie miał. Nikt z nim nie rozmawiał i z jakiegoś powodu uważali za wyrzutka. Jemu już to było i tak obojętne. Sprzątając w pośpiechu i szykując się, usłyszał dochodzący z piętra niżej głos swojej ciotki
-Kamil! Wstałeś już!? Muszę iść do pracy, wstawaj!
-Już idę! Sekundkę!- Wrzasnął gnając po pokoju
-Pośpiesz się, bo nie będę mogła cię podwieść do szkoły!
-Już idę! Idę!!- głos ciotki ucichł, a Kamil już był prawie gotowy. Świeże powietrze, wpadające przez otwarte okno wypełniało pokój. W końcu był to początek września i jeszcze wakacyjna pora pozostawała- Cholera, spóźnię się na bank!- jęknął z pretensją, zakładając plecak na jedno ramie, po czym wybiegł z pokoju do łazienki szybko wykonując poranną toaletę. Włosów nie czesał, gdyż nie widział w tym żadnego sensu. Nie sprawdzał czy dobrze prezentuje się w świeżo wypranej koszuli, bo i tak by nikt nie zauważył. Za nim usłyszał ponownie silący się głos Elżbiety, zbiegł na dół po schodach, klepiąc się po kieszeniach spodni, sprawdzając w ten sposób, czy ma przy sobie legitymacje, telefon komórkowy i klucze. Gdy dotarł na sam dół zauważył również śpieszącą się ciotkę. Ubrana w damski, granatowy garnitur, starała się zrobić ze swoich włosów staranny kok. Zauważając pasierba powitała go krótkim spojrzeniem i zaczęła poprawiać swój ubiór
-No wreszcie! Nie uczesany, nie poprawiłeś mundurka...
-Czy mamy aby czas na krytykę? Za dziesięć minut zaczyna się lekcja, nie dotrę bez spóźnienia nawet jak miałbym biec z Mydlic na Ludową!
-Dlatego powiedziałam że cię odwiozę! Spakowałeś się?
-A jakże...Rozumiem że jedzenie śniadania nie ma sensu?
-Zrobiłam ci kanapki z serem, włożyłam je do swojej teczki, wyjmiesz je w samochodzie, teraz wyłaź z domu i czekaj przy aucie! Kurczę, gdzie ja położyłam portfel? Cholera zapomniałam o potwierdzeniach wpłat!
-Co za niezorganizowana kobieta...-westchnął na głos Kamil z lekkim uśmiechem
-Ja cię słyszę!- odkrzyknęła jakby z urazą, po czym weszła na moment do kuchni. Zabrała ze sobą teczkę na dokumenty i torebkę, po czym z pędem udała się ku wyjściu. Gdy miała już wybiec jak poparzona, mijając starą fotografie oprawioną w ramkę, zatrzymała się. Obróciła się w jej stronę ze smutnym spojrzeniem , obserwując szczęśliwą rodzinę. Swoją siostrę z mężem, ją samą i oczywiście małego Kamilka przytulającego dużego labradora. Elżbieta przyglądając się uśmiechniętym twarzą rodziców siedemnastolatka, na moment się zasmuciła. Oczy prawie że zapłakały
-On tęskni za wami...- powiedziała do zdjęcia, chcąc je dotknąć, w taki sposób jakby robiła to po raz ostatni, lecz usłyszała dźwięk telefonu. Zaprzestała czynności i wyjęła z torebki komórkę. Odebrała, żałując że to zrobiła.- Tak proszę pana, za sekundę będę w firmie!!! Tak, już wyszłam z domu!!!- krzyczała spanikowana przez telefon. Wyszła z domu i zamknęła drzwi na klucz, wciąż prowadząc rozmowę- Tak obiecuje że się nie spóźnię!!! Tak, tak!! Rozumiem!!! Mam wszystkie papiery!! Potwierdzenia też i rachunkowości z zeszłego tygodnia…tak już zaraz będę!!!
-Ciociu pospiesz się!!!!- Kamil tracił powoli cierpliwość. Nie dość że spóźniał się do szkoły to jeszcze dziś na pewno dostanie ochrzan od wychowawcy. Choć w sumie czemu się tak spieszył? Kto wie?
-Łap kluczyki i otwieraj samochód!!
-Czy nasze poranki zawsze muszą wyglądać w ten sposób?!
                                   ***
        Mimo straconego czasu, którego i tak było niewiele, Kamil zdążył na czas. Akurat udało mu się trafić na przerwę lekcyjną. Gdy ciotka zatrzymała się na szkolnym parkingu, wybiegł z auta żegnając się z nią buziakiem w policzek.
        Gdy wbiegł do dużego budynku, nawet nie rozglądał się za nikim. Nie szukał właściwie znajomych, bo po prostu ich nie miał. Starał się unikać kłopotów, ale czasami pech chciał że sam na nie wpadał. Pamiętając swój plan lekcji, zaczął kierować się w stronę schodów prowadzących na pierwsze piętro. Mijał po drodze starszych uczniów, którzy posyłali mu głupie uśmiechy, albo wyzywali od frajera, czy debila. On się tym nie przejmował. Dawno przestał.
        Gdy dotarł na piętro zauważył już swoją klasę. Właściwie uważaną za najdziwniejszą i najbardziej kontrowersyjną klasę. Usiadł na ławce, nie witając się z nikim wcześniej. Wolał nie dawać im satysfakcji co do tego, że niby pragnie zyskać ich szacunek. A wcale tak nie było. No może kiedyś, ale w każdym razie w pewnym momencie sam uznał że nie ma to najmniejszego sensu. Oparł się o ścianę za sobą i po kryjomu obserwował postacie wokół siebie. Każdy z każdym rozmawiał, tworzyły się osobne grupy, zarówno wśród chłopców jak i dziewczyn. Jednej z nich Kamil bardzo i to bardzo nie znosił. I to ona właściwie przez pewien czas była mu solą w oku. Anna Weller. W miarę wzrostu wysoka dziewczyna o piwnych oczach i włosach długich i czarnych jak węgiel. Ponoć bogata i wielbiona przez większość chłopców w szkole. Lecz niestety, w odczuciu Kamila była bardzo niedojrzała i wredna. I właśnie miał wrażenie że podczas, gdy ona rozmawiała ze swoimi przyjaciółeczkami, brzydszymi od niej, usłyszał po środku konwersacji swe imię. Grupka dziewczyn spojrzała na niego pogardliwie ze złośliwymi uśmiechami na twarzach szepcząc coś do siebie wzajemnie. Kamil oderwał się od nich, próbując zając myśli czymś innymi. Starał się oczywiście tym wszystkim nie przejmować. Spojrzał na inne osoby. Uwagę przykuwał bardzo dziwny chłopak. Oparty o ścianę młodzieniec o długich jasnobrązowych włosach spiętych w kucyk, z różańcem na szyi. W dłoni trzymał mały podręczny tom biblii. Oczywiście jak reszta nie zwracał na Kamila uwagi. Młody Mruk  wiedział jedynie że ma na imię Marek Karnisz
      Nagle znów usłyszał swe imię, lecz tym razem ktoś się do niego odezwał
-Hej przygłupie!- Kamil poderwał głowę i spojrzał na drugi koniec korytarza. Czarnowłosa się do niego sztucznie uśmiechała- Masz mi kupić sok! Zasuwaj
-Nie…-mruknął Kamil. Udawał że nie słyszy szatynki. Ta wyglądała nieco na zirytowaną tą odmową
-Ja chyba zaraz tam podejdę! Będzie mi się śmieć stawiał!- oburzona odrzuciła włosy do tyłu. Stała obrażona i patrzyła na Kamila z pretensją
-Jeżeli chcesz soku, idź do sklepiku szkolnego sama- powiedział spokojnie Kamil, jednak w jego glosie nie było pewności siebie- „A już było tak fajnie…skąd mam tyle odwagi?”
-No chyba zaraz nie wytrzymam…
-„Nie dobrze wkurzam ją tylko nie potrzebnie…ale męczy mnie to wszystko…zawsze się mną tylko wysługuje, a potem poniża…ale czemu tak nagle chce to zmienić?”
-A ty wciąż królewna, księżna i władczyni. Wkurza mnie to…- Obok siebie Kamil usłyszał jakby znudzony, ale jednocześnie pewny siebie głos. Obrócił twarz w stronę źródła dźwięku. Dziewczyna o krótkich, ale nie za krótkich złotych włosach i zielonych oczach, stała obok Kamila, jedną nogą opartą na ławce. Wiązała but- Zajęłabyś się czymś pożyteczniejszym, na przykład mogłabyś wyskoczyć przez okno…
-Nie wnerwiaj mnie Magdalen, chyba ostatnio w gębę nie dostałaś!- Blondynka obróciła się w stronę czarnowłosej. Kamil mógł przyjrzeć się tej scenie z bliska. Zauważył że na twarzy jego koleżanki z klasy, jak zawsze maluje się nuda i irytacja. A nie rozmawiali ze sobą nigdy
-Spadaj laluniu mam cię gdzieś
-Zaraz oberwiesz!
-„Zaraz się pobiją i to przeze mnie. Magdalen Gingle i Anna Weller nienawidzą się od samego początku…Będzie niedobrze…
-Witam was dzieciaki!!!!- Wszyscy zwrócili uwaga na nowa postać. Wysoki, szczupły historyk o postrzępionych, przydługich czarnych włosach. Franc Quel. Zawsze ubrany tak samo. Czarna koszula, zielony krawat brązowe dopasowane spodnie, zielone buty…nic prawie do siebie nie pasowało
-Dzień dobry profesorze- powitał go Kamil
-Witam cię Kamilu- odpowiedział Franc z uśmiechem na ustach. Młody Mruk właściwie tylko w nim widział coś na kształt sympatii- Was też witam drogie panie, ale cóż to za problem tu macie co?
-Spóźniłeś się- mruknęła głośno Magdalen. Większość uczniów przez moment stała zszokowana. Uczennica tak się zwracająca do nauczyciela? W sumie Quel wydawał się być nie poruszony. Cały czas się szczerzył
-To nie moja wina, musiałem obejść szkołę z drugiej strony, bo drzwi znowu się zablokowały-  z jego ust nie znikał dziwny uśmiech. Kamil szanował go jako nauczyciela, ale czasem miał dziwne wrażenie że historyk chce coś ukryć przed innymi
-Jasne, tłumacz się dalej. To co zaczniemy lekcje czy będziemy tak ślęczeć, aż otworzysz te drzwi?
-„Czy to niezbyt poufale?”- zastanowił się Kamil. Gdy Quel otworzył drzwi, wszyscy wchodzili do sali. Jak to zwykle Mruk miał w zwyczaju wchodził jako ostatni, a przed nim wchodziła Magdalen, która zerknęła na niego i bez emocji szepnęła
-Nie dawaj się, Matole…
-Matole?
                              
                              ***
      Gdy wracał do domu ze szkoły dostał sms’a od swojej ciotki. Odczytał z niego iż dziś zostaje wieczorem sam w domu, bo praca w firmie się przeciąga. Oprócz tego dowiedział się o tym że nie będzie głodował dzisiejszego wieczoru, gdyż Elżbieta naszykowała mu odpowiednie porcje jedzenia. Schował telefon do kieszeni, idąc z plecakiem na jednym ramieniu. Gdy kierował się w stronę najprostszej drogi do jego osiedla, zauważył z daleka jakiś podejrzanych wyrostków. Nie bał się ich, ale wiedział że jak go zobaczą to mogą zabawić się jego kosztem. Skręcił w pierwszą lepszą ciemną alejkę, mając wrażenie że ktoś go obserwuje. Obejrzał się raz, dwa razy. Nic nie zauważył. Alejka, którą się poruszał była ciemna i odludna. Mruk nie zauważył nawet kiedy słońce zaszło, a niebo zrobiło się ciemniejsze. A on czuł się bardzo niespokojnie. Jakby ktoś miał za chwile uderzyć go kijem baseballowym. Znów się obejrzał za siebie czując pot na skórze. Przełknął ślinę, postanawiając sobie że się nie zatrzyma. Szedł szybko i ostrożnie by nic go nie zaskoczyło. Nagle poczuł chłodny dotyk dłoni na ramieniu. Krzyknął ze strachu i obrócił się. Znów nic.
-Po co tędy szedłem?- zaczął dyszeć. Miał ochotę z powrotem udać się do miejsca skąd zaczął wędrówkę, ale uznał że była by to strata czasu- To tylko twoja wyobraźnia głupku…- mruknął do siebie z nerwowym uśmiechem. Gdy odwrócił się we właściwym kierunku, wzdrygnął się
     Stanął osłupiały widząc kogo ma przed sobą. Wysoka postać. Wiedział że był to mężczyzna. W długim płaszczu koloru piasku. Na głowie kapelusz tego samego koloru, przesłaniający całą twarz. Postać stała nieruchomo. Kamil też. Postać zrobiła krok do przodu. Kamil też
-Miło mi…- ten ktoś rzekł. Kamil nie wytrzymał. Miał zamiar szybko się obrócić, lecz postać złapała go za nadgarstek. Wszystko działo się szybko. Kamil nie wiedział dlaczego, ale ręka paliła go żywym ogniem. Spojrzał z bólem na napastnika próbując się wyrywać. Krzyczał, wołał o pomoc, ale nikt go nie słyszał. Gdy próbował uderzyć wolną ręką, postać w tym czasie złapała go dłonią, odzianą w rękawiczkę za czoło. Długie palce obejmowały skronie Kamila. Ogień, niebieskie światło i niesamowity ból. Jedyne rzeczy, które chłopak dostrzegał. Wrzasnął. To nie był krzyk, to był wrzask. Nogi łamały mu się w kolanach. Gdyby nie to, że napastnik go trzymał to upadłby dawno na podłogę. Starał się wyszarpać, ale im gwałtowniej się ruszał ból i uścisk był coraz gorszy. Miał wrażenie że umiera
-Zostaw mnie!!! Ratunku!!!
-Miło mi…- Kamil czuł że mdleje, a ból trwał niemiłosiernie. Zamachowiec puścił chłopaka. Ten upadł na podłogę ledwo przytomny i trzęsący się z przerażania i bólu. Z ust toczyła mu się zielona ślina. Ostanie chwile spędził na analizowaniu sytuacji, ale i tak nic nie wywnioskował. Wiedział że nie ma szans. Nawet poniekąd się cieszył…- Bardzo mi miło….

                           ***
    Gdy się obudził miał nad sobą paru ludzi, ubranych w chirurgiczne stroje. Przez chwile miał pewność że znajduje się w szpitalu
-Obudził się!!!
-Gdzie ja jestem…
-W zaświatach 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Tyle ile was tu było