poniedziałek, 14 maja 2012

Rozdział 2

                                                      
Rozdział drugi, zapraszam serdecznie ^^. Teraz gdy prawie że jest po maturach, mam czas na pisanie


                                                                 
Rozdział 2


                                                  „Tam gdzie życie nie dotarło”               



                     Gdy się obudził widział nam sobą grupkę ludzi. Bacznie się mu przyglądali. Ubrani byli w stroje chirurgiczne, maski i czepki. Każdy z nich miał na sobie ciemne okulary. Mimo tego, Kamilowi coś nie pasowało. Starając się do końca wybudzić, jednocześnie próbował dostosować wzrok do rażącego światła.  Gdy się przyzwyczaił zauważył że wszędzie dominuje kolor zieleni. Tak jakby widział wszystko w jednym odcieniu tego samego koloru. Wstał do siadu, obejrzał się.  Postacie w dziwnych strojach zrobiły krok do tylu. Wciąż nie tracąc Kamila z oczu.
-Przepraszam...ale gdzie ja jestem?
-Niesamowite, pierwszy raz widzę takiego ducha!- odezwał się jeden z nich wymierzając w Kamila palcem
-Jego bransoleta życia nie odpadła!! Trzyma się i nie pęka! Co za przypadek!- Ktoś chwycił go za lewą rękę. Mruk wyglądał na przestraszonego. I takim był. Wyrwał nadgarstek z nachalnej dłoni, wpatrując się przerażony we wszystkie postacie.  Chwycił się za głowę odczuwając coś na kształt bólu. Zrobiło mu się przez chwile ciemno przed oczami
-Kim wy jesteście? Gdzie ja jestem? Czy to szpital?                            
-Oh no tak, przecież dopiero co umarłeś…to znaczy… właściwie to nie wiem jak to nazwać! To takie skomplikowane, a jednocześnie tak interesujące!
-Trzeba poinformować Lorda Fatum i członków dwudziestu łez! Na pewno poruszą to na zebraniu!
-Dokładnie, najpierw poinformujecie Mistrza Heartbraina! Musi przedstawić analizy
-Przepraszam…moglibyście mi powiedzieć gdzie ja…
-Szybko! Przedstawcie wszystkie badania!- zarządził jeden z pozostałych, sprawiając że prawie że wszyscy zaczęli się rozbiegać w swoich kierunkach. Kamil czuł się coraz bardziej zdezorientowany. Z ledwością kojarzył fakty
-Halo!!!! Ludzie, słuchajcie mnie do cholery!!!! Kim jesteście!!! Co się tu dzieje!! Jakie „umarłeś”?!! Was chyba pogięło!!! Żądam wyjaśnień!!!- wydzierał się Kamil, wprawiając wszystkich w osłupienie. Podczas swojego ataku paniki, aż wstał z łóżka zabiegowego. Zdał sobie sprawę, iż jest na boso i jego jedynym ubiorem jest długa biała koszula do kolan. Nie zwrócił jednak uwagi na to iż na lewym nadgarstku ma bransoletkę z napisem „L.I.F.E”.                              Dyszał zdenerwowany, zwracając na siebie uwagę. Pięści miał zaciśnięte, a oczy szeroko otwarte. Wargi z nerwów drżały- Pytałem kim jesteście do diabła!!!
-Spokojnie chłopcze, jesteśmy oddziałem odbierającym. „Życiowym Porodem”. Pomagamy nowonarodzonym duchom i…
-Skończcie z tymi bzdurami!!! Jakim duchom!! Czy to jakiś dowcip?- wszyscy umilkli. Kamil miał ochotę uciec z tego miejsca jak najdalej. Przyglądał się każdemu i starał się by nic mu nie umknęło. Jeden z chirurgów , który stał trochę w oddali z uniesionymi dłońmi podchodził bardzo powoli do chłopca
-Spokojnie, zaraz wszystko ci wyjaśnimy…
-Żadne zaraz!!! Natychmiast!! Chce tylko prawdy!!- teraz Mruk wyglądał jak urażone dziecko. Czerwony ze złości, przystępował z nogi na nogę, starając się uspokoić
-Wiem że ciężko to zaakceptować, ale jakby zakończyłeś swoje stare życie i…
-Skończcie z tymi bzdurami!!!- wrzasnął rozglądając się szybko za wyjściem. Gdy zauważył dwuskrzydłowe białe drzwi, ruszył biegiem do nich, przepychając się przez chirurgów
-Ucieka!!! Cholera!!
-Jeżeli będzie się za bardzo ruszał w tym stanie, jego ektoplazma nie zdąży się ustabilizować!!! Za nim!!!


           Biegł przed siebie niczym dzikie zwierzę uciekające przed kłusownikiem. Podczas biegu dyszał, czując że ma mokro pod stopami. Spojrzał w dół.  Zostawiał zielone ślady
-Cholera!!!! Gdzie ja jestem do diabła!!! To musi być jakiś porypany sen, ale czemu do jasnej cholery się nie budzę!!!- Darł się biegnąc przed siebie, a za sobą w dużej odległości słyszał jak ktoś go goni. Biegnąc dostrzegł przed sobą rozwidlenie korytarzy. Nie zastanawiał się, skręcił w prawy. Potem znów biegł przed siebie jak oszalały, nie mając pojęcia że potrafi tak szybko się poruszać- Musze się stąd wydostać! Czym prędzej!!
         W oddali przed sobą widział drzwi, a przez małą szparę widać było światło. Miał pewność że gdy dotrze tam, to będzie mógł już uciec. Nie wiedział że się myli. Wbiegł do środka jak poparzony. Gdy dotarł,  jego oczy zalśniły nerwowo. Usta miał otarte, a strach wstrząsnął całym jego ciałem. Miał wrażenie,  że już nie wie jak się nazywa.
       Przed jego oczami, w szerokim korytarzu, stado dziwnych osobistości kręciło się w różne strony. Młody Mruk, ledwo potrafił oddychać, widząc te paskudne stworzenia. Na początku sądził, że to wytwór jego wyobraźni, albo sen, tak jak myślał na początku, jednakże nie miał bladego pojęcia jak bardzo się pomylił.  Wszędzie grała muzyka, jakby dźwięk akordeonu, a wśród tłumu, najdziwniejsze postaci wpadały mu w oko. Pierwszą z nich była mała dziewczynka. Na początku stała do niego profilem, wyglądała na zwykłe dziecko w czerwonej sukience z koszykiem pełnym jabłek. Dopiero gdy się do niego odwróciła, Kamil mógł ujrzeć jej pełną postać.  Połowa jej ciała wyglądała na spaloną, a w lewym oczodole nie miała oka. Uśmiechnęła się do niego grzecznie i jakby nie patrzeć perliście i gdzieś pobiegła. Kolejnymi dziwnościami dla Kamila, była grupka mężczyzn po czterdziestce, popijających alkohol. Na twarzach widać było ciecia zadane ostrym narzędziem, a przez to że śmiali się z otwartą buzią, chłopiec mógł ujrzeć ich wybite zęby. Inną osobistością, był bardzo wysoki mężczyzna, jak dla młodego Mruka były to jakieś dwa metry wysokości. Sam miał metr osiemdziesiąt. Mężczyzna ten, był w cylindrze, w starym fraku i starych binoklach. Nie uśmiechał się, ale jakby zauważył Mruka. Ściągnął jakby cylinder na moment z głowy, w ten sposób go pozdrawiając
        Oprócz tego Kamil usłyszał jakby ptasi pisk. Spojrzał w górę, obserwując kraczące kruki bez dziobów. Krakały gubiąc pióra. Któryś z nich bez zapowiedzi, podleciał do chłopaka, który odruchowo zaczął się odganiać cofając do tylu. Po tej krótkiej walce, niebieskooki obserwował ze strachem dalej. A raczej zaobserwował źródło dźwięku. Gdzieś pośród tłumu, zauważył starego mężczyznę, który grał na akordeonie. Na głowie siedziała mu mała małpka, kapucynka. Nie miała jednej łapki, tylko mały kikucik. Przy muzyce wiele osób tańczyło, lecz najbardziej  w rytm muzyki wczuwała się piękna kobieta z kręconymi włosami. Obracała się dookoła z uśmiechem na ustach. Chłopak przyjrzał się jej. Po  obejrzeniu jej ubrań z licznymi falbanami i wzorami, stwierdził że to cyganka. I słusznie sądził. W prawej dłoni trzymała tamburyn. Zaś lewej dłoni nie posiadała. Kikutem uderzała o bębenek, starając się dopasować rytm. Dogonić starały się ją małe dzieci, które również miały jakieś defekty w swoich ciałach. Niektóre były za chude i szybko się męczyły, a niektóre były za grube, więc szybko się nie ruszały. Nie minęła chwila, gdy doszło do momentu, gdy każdy zaczynał śpiewać w rytm muzyki. Wszyscy na sali zaczęli śpiewać i klaskać, nawet sam staruszek z akordeonem. Wyglądało to na wesołą sielankę
          Małpka na głowie staruszka, przyglądała się Kamilowi, który stał jak słup soli. Zeskoczyła z kapelusza i szybkimi ruchami dotarła na głowę chłopca, wspinając się po jego napiętym ze strachu ciele
-Gdzie ja…- nie zdążył dokończyć. Kapucynka przywarła swymi kończynami do jego łepetyny, szukając palcami czegoś ciekawego pośród kępy jego włosów. Kamil pisnął ruszając z miejsca. Starał się oderwać małpkę od siebie, lecz ta mocno uczepiła się jego fryzury-Puszczaj!! Ty wredna małpo!!!
-Laki!! Zostaw chłopca!!- małpka zeszła z głowy młodzieńca, za co ten dziękował. Zrozumiał że tu, nie ma czego szukać. Od razu chciał się obrócić z powrotem do wyjścia, lecz ktoś porwał go za kołnierz białej bluzki. Obrócił głowę w stronę napastnika. Okazało się że napastników było wielu. Były to kobiety ubrane bardzo, bardzo zwiewnie. Prostytutki
-Nie widziałam cię tu wcześniej!
-Dołącz do zabawy, będzie miło!
-Zostawcie mnie, nie jestem zain…- przerwał znów. Jego wzrok ujrzał wypalone twarze i zagryzione przez jakieś zwierzę szyję. Wyrwał się do wyjścia. Zaczął biec w z powrotem w tym samym kierunku- Boże gdzie ja jestem!!! Co się ze mną dzieje!! To sen, ja muszę się obudzić!!!! To musi być sen!!! Niech mnie ktoś obudzi!!!
          Nagle, cos go szarpnęło za gardło. To coś było tak szybkie że przez to ciało Kamila wycofało się do tyłu. Upadł z hukiem o ziemie, mając wrażenie że znów traci przytomność. Nie wiedział że to co trzyma go za gardło, to dłoń, połączona żyłkami z czymś w oddali. Przerażający widok dla oczu, gdy ścięgna tworzą coś na kształt liny. Nagle uścisk zelżał, a dłoń zniknęła. Nad Kamilem ktoś stał. Ktoś mu się przyglądał. Gdy reszta chirurgów dobiegła, zatrzymali się parę metrów od wysokiego mężczyzny w białym fartuchu i masce
-Mistrzu Heartbrain! Prosimy o wybaczenie, wymknął nam się z pod kontroli i…
-Spokojnie, wszystko jest w porządku. Podajcie mu antidotum, chyba trochę przesadziłem z trucizną


                                                                    ***

            Obudził się dosłownie  z krzykiem. Na ciele czuł pot.  Wstał z łóżka, patrząc po sobie. Był w swoich normalnych ubraniach, z tym że nie pamiętał kiedy kładł się spać
-To dziwne…
-Kamil!!! Jestem w domu!- usłyszał głos ciotki.
-A! Już idę!- odpowiedział wychodząc ze swojego pokoju, nie wiedząc że na lewym nadgarstku dalej ma bransoletkę, połyskującą w kolorze srebra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Tyle ile was tu było