sobota, 2 czerwca 2012

Rozdział 5

Zapraszam serdecznie na rozdział piaty


                                                                                  Rozdział 5
                                                  
                                                              „Nauczyciel znaczy Mistrz”

               Kamil wiedział, że ponowne spotkanie nastąpi, ale nie wiedział że tak szybko. Gdy potwór złapał go za głowę i uderzył nią o podłogę, poczuł ból. Tak pulsujący, że miał ochotę umrzeć. Choć jakby nie patrzeć raz już mu się zdarzyło. Potwór uniósł go do góry i rzucił gdzieś za siebie. Gdy Kamil wylądował, usłyszał dźwięk łamanych kości. Jego własnych kości
-Czas na was pędraki. Ale najpierw zanim cię pożre gówniarzu, zajmę się tą suką, która psuje mi posiłki!- krzyknął Greml, śmiejąc się przeraźliwie. Jego ciężkie kroki w kierunku Magdalen były bardzo słyszalne dla chłopaka. Siłą wstał z podłogi, opierając się na ramionach. Nie miał siły by bardziej przeciwstawić się bólu.
-Ma…Magdalen! Zostaw ją!
-Zamknij ryj gówniarzu. Ale…skoro się tak śpieszysz, to zeżre najpierw ciebie. Mam dość jedzenia psów- Stwór zawrócił. Na czworakach pokracznie i jakby specjalnie, powoli ruszał w kierunku Kamila- Najpierw powoli będę odgryzał ci kończyny, a potem resztę. A na koniec odgryzę ci głowę!- Złapał Mruka za głowę unosząc do góry. Uniósł bardzo wysoko. Sam stanął na małych nogach prostując się. Kamil był przerażony. Nogi zwisały mu nad otwartą paszczą. Język złowrogiego ducha manewrował z ekscytacji w wielu kierunkach. I jeszcze na dodatek obrzydliwa ślina, która spływała stworowi po brodzie- To smacznego!
-Zostaw Matoła!!- rozległ się krzyk, a potem coś uderzyło Greml’a w głowę. Uderzenie było mocne. Był to jakiś metalowy przedmiot. Potwór puścił Kamila. Ten upadł na plecy. Zderzył się tyłem głowy boleśnie z podłogą, lecz mimo to instynkt przetrwania zadecydował. Łokciami począł cofać się do tyłu, nie spuszczając wzorku.
-Co do cholery!- bestia złapała się za tył głowy. Na podłodze po uderzeniu, zauważył walący się i przewracający metalowy kubeł na śmieci, małej wielkości- Co do diabła! Jestem duchem! Coś takiego powinno przelecieć przez moje ciało!- Tym razem dostał kamieniem w oko. Krzyknął, łapiąc się za nie- Spojrzał na sprawce. Magdalen, która ledwie stała z wyciągniętą ręką i dłonią, w powietrzu utrzymywała kamyki.
-Co ty na to? Paszczaku!
-Do dlatego mnie bolało…Telekineza!
-„Telekineza? Coś co pozwala unosić różne rzeczy w powietrzu? Ale jak to możliwe…Czy ona ma jakieś moce?”- pomyślał Kamil próbując się podnieść.
-Myślisz że to wystarczy! Niedoczekanie!- potwór szarżując na blondwłosą, uderzył ją z pięści w klatkę piersiową. I znowu Kamil mógł dosłyszeć dźwięk łamanych kości
-Magdalen!
                   Magdalen poleciała na ścianę pobliskiego budynku. „Wtapetowana” w nią, wypluła trochę krwi. Miała wrażenie, że żebro przebiło jej płuco
-Matole…Uciekaj…
-Magdalen…- Kamil wstał trzymając się za własne żebra. Potwór zmierzał powoli do niego
-Nie masz szans…uciekaj stąd.
-Oszalałaś ja…
-Uciekaj!!
-Nie!!
-Posłuchałbyś koleżanki gnomie!!!- nagle Greml wymierzył pięść w stronę Kamila, lecz ten zdążył odskoczyć na bok. W miejscu, gdzie potwor wymierzył cios, została dziura. Chłopak prawie upadł na ziemie. Ledwo trzymał się na nogach. Ścisnął lewą rękę w pięść i rzucił się na potwora. Zamachnął się by wymierzyć cios.
-To za Magdalen!!!
-Śmiechu warte!!- potwór również poruszył swoją ręką, a wielka dłoń zaciśnięta w pięść ruszyła na Kamila. Gdy pięści się złączyły, światło na bransoletce chłopca zaświeciło. Greml był zdziwiony. Forsowali się i siłowali o dominacje. Kamil stał mocno podparty nogami mimo bólu i pogruchotanych kości- Co to za światło!? Jak to możliwe że powstrzymałeś mój cios!? Kim ty do cholery jesteś!!?
-A masz!!!- krzyknął brązowowłosy, po czym sprawił iż pięść Gremla uciekła gdzieś na bok. Sam stwór stracił równowagę i prawie upadł na plecy. Odsłonił się. Kamil nie wiedział co za siła pcha go do takich czynów, ale miał cel. Pomóc swojej nowej i pierwszej przyjaciółce. Mimo braku sił wykorzystał brak równowagi potwora i tak szybko jak mógł, pobiegł do niego i uderzył go lewą pięścią w brzuch. Światło znowu zaświeciło, a Greml wypluł ślinę i trochę krwi.
-Nie możliwe!! Boli!!- nagły atak i nie wiadomo skąd wzięta siła Kamila, odrzuciła potwora na pobliską ścianę- To…nie możliwe…- Zniszczenia po ataku wyglądały niesamowicie. Na podłodze dziury po ataku Gremla nie umywały się do tych, które zrobił Kamil jednym uderzeniem pieści
-„Matole… Jak ty…”- Magdalen obserwowała pojedynek swego kolegi. Kamil stał z lekko spuszczoną głową. Brudny od krwi i spocony. Dyszał ciężko i nagłos. Jego dłonie drżały. Zwłaszcza lewa. Bransoletka „L.I.F.E” na dłoni chłopaka świeciła niebieskim światłem i tylko tym. Tak samo złotowłosa mogła dostrzec parę, która z niej ulatywała- Matole…kim ty jesteś?
-Magdalen…Magdalen, dobrze się…- Kamil czuł że traci przytomność. Próbował zrobić krok do przodu, lecz nogi się pod nim ugięły. Upadł na kolana, a potem na brzuch.   Próbował podnieść głowę. Niestety nie udało mu się.
               Greml za to mimo iż ranny przez cios, który mu zadał Mruk podniósł się. Splunął krwią. Spojrzał na rany na brzuchu. Wgniecenia i przebite żebra. Spojrzał gniewnie na Kamila i zaczął do niego podchodzić
-Ty gówniarzu…przegiąłeś pałę!!- mimo bólu rzucił się w stronę leżącego Mruka, który tracił powoli przytomność- Po tobie robalu!!!
-Matole!!!!!! Uciekaj!!!- wołała rozpaczliwie dziewczyna, próbując wstać, lecz mało jej to dało. Poczuła jedynie ból.
-Smacznego!!- wrzasnął Greml i już miał dobrać się zębami do głowy Kamila, lecz coś przebiło jego klatkę piersiową- Co jest….- spojrzał w dół. Jego serce zostało przebite przez coś, co świeciło na zielono jasnym światłem. Była to jakby długa włócznia. Albo świecący kij z ostrym zakończeniem, który teraz było w krwi głodnego ducha.
-„Kto…?”- zdziwiła się Magdalen. A  jeszcze bardziej, gdy zielony kij eksplodował. Zielony wybuch zniszczył wszystko wokół jakichś dwudziestu metrów. Magdalen miała szczęście, że jej nie dosięgło, ale i tak musiała zasłonić oczy ramieniem, przez dym który się rozpylał. Przypomniała sobie że Kamil był w epicentrum wybuchu- Matole!!! Matole!!
-Spokojnie Magdalen. Jest tu- Złotowłosa spojrzała obok. Postać, którą dobrze znała. Postać, którą nie podejrzała o związek z Zaświatami. Osoba, której nie lubiła. I osoba, która uratowała jej duchowe życie. Ta osoba trzymała teraz sylwetkę Kamila w ramionach. Mruk był nieprzytomny. Postać z wiecznie roztrzepanymi, czarnymi włosami, w czarnej koszuli, w zielonym krawacie i z dopasowanymi spodniami. I oczywiście pogodny uśmiech na twarzy mimo sytuacji.
-Franc Quel!

                                                                       ***
             Kamil miał wrażenie że stoi w ciemnym pokoju, po środku pomieszczenia. Pod nim okrągły wielki symbol mieniący się na fioletowo-granatowy kolor. Nie wiedział co przedstawia. Widział coś na kształt księżyca i słońca, albo jakieś planety. I głosy, które go wołały…
-Kamilu….
                                                                        ***
-Obudź się Matole!!- Kamil ocknął się. Spojrzeniem zderzył się z sufitem. Obrócił głowę na bok. Zamrugał oczami. Na krześle z wiecznie podirytowaną miną siedziała Magdalen. Miała zabandażowaną szyje i klatkę piersiową. Co do klatki piersiowej to Kamil zgadywał, bo bluzka zasłaniała bandaże. Ale wyglądało na to, że dziewczyna dobrze się już czuje- Matko, ile będziesz spał? Doprowadzasz mnie do szewskiej pasji.
-Magdalen…-mruknął i dla wszelkiego wypadku zamrugał jeszcze oczami- Magdalen!!- Usiadł odkrywając kołdrę. Był nią przykryty. Nie miał koszulki, ale za to miał na klatce piersiowe i ramionach bandaże. Spał w bokserkach- Nic ci nie jest!?
-Nic! A z tobą? Męczysz ludzi, prawie wykorkowałeś, co dla ciebie było by już żałosne. Raz umarłeś i prawie drugi raz…śpieszy ci się gdzieś?- zironizowała dziewczyna, ignorując pytalskie i zszokowane spojrzenie.
-A co z tym potworem…Co z Greml’em!?
-Zapytaj jego- wskazała kciukiem za siebie. Kamil spojrzał jej przez ramie, obserwując siedzącego na parapecie mężczyznę- Pan Quel!!! Co pan tu robi!!?
-Joł! Widzę że moi słodcy uczniowie mieli kłopoty, więc przybyłem!- odpowiedział wesoło mężczyzna.
-Kłopoty to ma mój mózg, bo cię słucham..-warknęła Magdalen
-Oj! Oj! Czy tak się dziękuje za ratowanie skóry?- zapytał zabawnie nauczyciel
-„Ratowanie”…Czy to znaczy że pan jest…
-Tak Matole…Ten gość to duch.
-Czy to…czy to prawda?- zapytał zdziwiony i zdezorientowany Kamil
-Wygląda na to że tak. Mieliście szczęście, że byłem w pobliżu, dzieciaki.
-A co się stało z Greml’em?- zapytał Mruk ciekawy. Spodziewał się wyczerpującej odpowiedzi i czekał na nią, lecz odpowiedziała mu cisza. Patrzył z szeroko otwartymi ślepiami na Franc’a, który tylko szerzej się uśmiechnął i przerwał cisze.
-Nie będzie was nachodził. Nie musicie się o niego martwić- Jedynie Magdalen, która była jeszcze wtedy przytomna, wiedziała co się stało. Zaś Kamil jedynie się domyślał. Chciał potwierdzić swoje przypuszczenia, ale gdy próbował się odezwać napotkał wzrok Magdalen. Zrozumiał że nie powinien o to pytać- W każdym razie dobrze, że jesteś już przytomny. Rany nie są groźne i zostały już wyleczone
-Wyleczone? Przez kogo?- nagle drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem. Z zaskoczenia Kamil wzdrygnął się i spojrzał na próg. W drzwiach stał wysoki mężczyzna o czarnych, krótkich włosach i bliźnie pod okiem. Był umięśniony, ale szczupły. Miał na sobie niezapiętą pod szyją, purpurową koszule i ciemne dżinsy.
-Franc! Ile razy ci mówiłem, byś nie wyżerał mi lodówki! Wiesz że to miało być na ten tydzień!
-Oh, wybacz, ale przez zamartwianie się o moich podopiecznych, zupełnie zgłodniałem.
-Nie kłam, ty obżerający się francuziku!!
-Magdalen już zna mojego starego znajomego. Kamilu, poznaj Ernesta Teatable.
-Więc się obudziłeś. Miło mi- powiedział ponuro mężczyzna- Skoro już się obudziłeś to wypad z mojego mieszkania!
-Eh!? Ja…przepraszam i dziękuje za gościnie i za pomoc…
-To nie ty powinieneś dziękować, tylko ten dupek pod oknem. Nie dość że spraszasz sobie tu byle kogo, to jeszcze każesz mi leczyć obcych ludzi! Nie masz wstydu ty obżerający się wieprzu!
-Magdalen…on jakby przypomina mi ciebie- szepnął Kamil do dziewczyny, która od razu zdzieliła go po głowie- Ałła! A to za co!?
-Nie interesuj się Matole.
-Zaraz! To znaczy, że pan nas wyleczył?
-Ernest tak samo jak ja i wy jest duchem. Potrafi wyleczyć każdą ranę. Dlatego zawsze w razie potrzeby proszę go o pomoc.
-Raczej ją wymuszasz, ty francuski pomiocie!- wykrzyknął w stronę Quel’a, po czym zwrócił wzrok ku dwójce gości. Jego wzrok spoczął na szyi Kamila. Wyglądało na to że rany mu się otworzyły- Jak ty miałeś na imię? Kamil, tak? Nie ruszaj się- powiedział, po czym stanął nad brunetem. Złączył dłonie jak do modlitwy, po czym ustawił je przed twarzą Kamila. Wokół całej jego sylwetki pojawił się, jakby dopasowany do jego wielkości, przeźroczysty sześcian połyskujący na żółto.
-Co to? Co pan robi?
-W ten sposób leczę- odpowiedział Ernest, skupiając się na wykonywanej czynności. Gdy uznał że skończył, pole zniknęło- Tyle powinno wystarczyć
-Jak pan to zrobił? Moje rany zniknęły!- ekscytował się Kamil, dotykając swojej szyi. I pomyśleć że niedawno odczuwał tak mocny ból.
-Używa ektoplazmy.  Jako źródło energii, potrafi odbudować komórki. Oczywiście to jedno z zastosowań- wyjaśnił Franc dalej oparty o parapet.
-Dobra. Musze w każdym razie wyjść. Zanim wrócę opuście mój dom!- powiedział ostro i wyszedł, trzaskając drzwiami. Zostawił gości samych.
-Nieprzyjemny typ- mruknęła Magdalen. Kamil powstrzymał się od porównań.
-Możliwe, ale w każdym razie pomocny. Właściwie zmieniając temat, chciałem wam o czymś powiedzieć, dlatego zwlekałem- Magdalen i Kamil spojrzeli na swojego nauczyciela, który mówił poważnym głosem- Rada duchów, zadecydowała że zajmę się pół duchem Kamilem Mrukiem i dziewczyną używającą telekinezy, która mimo iż ma rok nie posiada Mistrza. To zaniedbanie zostaje właśnie nadrabiane.
-Co to znaczy, proszę pana?
-To znaczy, że od dziś jako niepełnoletnie duchy, jesteście pod moją opieką. Zostałem wam przydzielony jako Mistrz.
-Mistrz?
-Do trzydziestego roku duchowego życia, jesteście na mnie skazani- powiedział francuz, po czym wybuchnął śmiechem- Mistrz, jest to duch, którym każdy zostaje po skończeniu trzydziestu lat. Jest po to by pomóc nowo narodzonym duchom. W twoim przypadku Kamilu, dla mnie jest to zadanie specjalne. Bym nadzorował cię i pomagał. Z tego względu że jesteśmy jakby zaprzyjaźnieni. Rada duchów i Lord Fatum postanowili nie dawać ci nikogo nieznajomego i padło na mnie.
-No dobrze...ale…co w takim razie musimy robić?
-Dzisiejszym przykładem, była walka z Greml’ em. Takie sytuacje mogą często się zdarzać. Dlatego potrzebny jest wam trening, byście rozwinęli swoje umiejętności.
-Po co nam to? Ja przynajmniej nie jestem bojowo nastawiona- warknęła Magdalen
-Dlatego dziś leżałaś tu połamana. Twoja słaba telekineza na nic się nie zdała. Dotąd tylko uciekałaś, ale po co wciąż żyć w strachu i wiać. Mimo to stawiliście czoła niebezpieczeństwu. Ale jestem zaskoczony również tym, że udało ci się zadać Greml’ owi silny cios, Kamilu.
-Ja?- na początku nie wiedział o czym jego belfer mówił, ale przypomniał sobie wszystko. To jak uderzył Gremla i to jaka furia go ogarnęła- Pamiętam…
-Niedługo zaczniemy krótki trening. Radze dbać o siebie. O! I od dziś, jakbyście mogli, zwracajcie się do mnie „Mistrzu”.- i znów wybuchł śmiechem irytując bardzo Magdalen.

                                                               ***

           Gdy wyszli na dwór było już ciemno. Latarnie oświetlały drogi i uliczki. Okazało się że Kamil mieszka całkiem niedaleko tego osiedla. Stał chwile z Magdalen, po czym ruszyli powoli razem do domu. Nie odzywali się. Cisza ogarnęła ich. Złotowłosa patrzyła przed siebie, a Kamil zerkał co rusz na nią. Nagle blondynka się zatrzymała, przez co Kamil niechcący ją wyprzedził
-Matole.
-Tak?- słysząc ją, Kamil szybko odwrócił głowę w jej stronę i zatrzymał się w miejscu.
-Dzięki za uratowanie skóry. Mam nadzieje,  że już tego nie zrobisz, ale mimo to dzięki.
-To raczej ja ci dziękuje. Uratowałaś mi życie- zdenerwował się Mruk drapiąc w tył głowy. Znowu milczeli. Stali gdzieś pod latarnią i milczeli.
-Hej Matole- wyciągnęła rękę w jego stronę. Niebieskooki spojrzał na jej dłoń, potem na samą zielonooką, której spojrzenie jak zawsze go krępowało- Jutro pewnie ta cała Anna będzie miała niezły ubaw. Lepiej byśmy siedzieli w tym razem. Sama nie umiem jej olewać a we dwójkę zawsze coś!- dodała, po czym szyderczo się uśmiechnęła. Kamil zrozumiał o co jej chodzi i podał jej rękę- Wchodzisz w to?
-Jasne!- Brązowowłosy również się uśmiechnął, po czym rozstali się idąc  w swoich kierunkach.
              Nie wiedzieli, że znowu byli obserwowani, ale tym razem było to dziwne, bardzo małe stworzonko z głową większą od ciała. Główka wystawała zza latarni
-Kamil Mruk! Pół duch! Dowiem się o tobie wszystkiego!

1 komentarz:

Tyle ile was tu było