niedziela, 17 czerwca 2012

Rozdział 8

Zapraszam na rozdział 8


                                                                              Rozdział 8
                                          
                                                        „Tajemniczy Mochimori i trening”


                          Kamil z Lucky’im, który siedział mu na głowie i Magdalen obok, spędzali spokojnie czas na przerwie. Siedzieli na piętrze pod salą w ciszy odpoczywając. Na początku Magdalen miała obawy co do pojawiania się Lucky’ego w szkole, ale w sumie i tak go nikt nie widział. No może poza Franc’em.
-Hej Kamil! Ta wredna laska, o której mówiłeś idzie w naszą stronę. Jest dziwna i ma stado za sobą- Magdalen słysząc ostatni tekst, powstrzymywała się od śmiechu. Rzeczywiście. Anna i konwój jej koleżanek zmierzały w ich stronę.
-Nieźle trafiłeś Kocie, tu masz plusa- rzuciła szeptem, po czym opanowała się gdy czarnowłosa przyszła z koleżankami.
-Zakochana para, w kącie stała…- śpiewała, któraś z koleżanek Anny.
-My siedzimy, debilko- mruknęła głośno Magdalen, wymieniając się z Kamilem rozbawionymi spojrzeniami.
-Nie znęcaj się nad nią, ona nie widzi różnicy- powiedział Kamil i zaczął się razem z Magdalen śmiać . Dziewczyna z tyłu była nieco zdenerwowana, lecz nie miała odwagi się odgryźć.
-Zakochana jest zbyt wygadana Elu, nie przejmuj się śmieciami drugiej kategorii.
-Chętnie bym ją poraził…-mruknął na głos Lucky. Nie bał się, że ktoś go usłyszy. Kamil i Magdalen mieli ochotę powiedzieć mu „Proszę bardzo!”, lecz dziwnie by to wyglądało.
                   Nagle wszyscy, którzy byli na korytarzu ucichli i jakby przesuwali się w bliżej ścian. Kamil, Magdalen i Lucky, spojrzeli w tym samym kierunku co inni. Środkiem tegoż korytarza, powolnym krokiem z lekko spuszczoną głową szedł jakiś młody chłopak. Zdawał sobie sprawę że jest obserwowany. Ludzie na korytarzu słyszeli jak mówił coś do siebie. Kamil przyjrzał mu się dokładnie. Czarne włosy do połowy szyi i jakby na grzywce białe, długie pasemko. Co dziwne jeżeli chodziło o mundurek, nosił tylko spodnie ciemnego koloru i koszule. Lecz na koszuli miał czarny pulowerek bez rękawów. Nikt nie widział jego oczu, ale słyszeli jego glos. Nie tylko mamrotał do siebie, ale i też śmiał się cicho.
-Kto to?- zapytał Lucky.
-Znam go- powiedział Kamil- to Japończyk, Mochimori Koga. Z pierwszej D. Mówią że jest dziwny i w ogóle…
-Też go znam- mruknęła Magdalen przyglądając się mu zielonymi ślepiami. Szedł w ich kierunku, z jakiegoś powodu nie obserwując innych. Nagle zatrzymał się na chwile i skierował swój wzrok w stronę Kamila i Magdalen, którzy nieco się wzdrygli. Anna i jej koleżanki, udając że mają coś ważnego do zrobienia, ulotniły się. Lucky patrzył na chłopaka z lekką obawą. Wyczuwał w nim coś dziwnego. Miał dziwne wrażenie, że Mochimori się na niego patrzy. Po sekundzie jednak, chłopak  odszedł i zostawił przyjaciół samych.
-Dziwne…-mruknął do siebie kocurek.
-Co jest Lucky? Coś się stało?
-Nie…ale wywarł na mnie jakieś wrażenie. Ciężko mi powiedzieć jakie- trójka przyjaciół odchyliła się zerkając na odchodzącego w inny korytarz czarnowłosego.
-Może jest duchem, jak sądzicie?
-Nie- odpowiedział Lucky- To na pewno nie duch. Nie wyczułem żadnej ektoplazmy.
-Dziwne…Może nam się zdaje- Stwierdził Kamil. Nagle znajomy głos dotarł do uszu przyjaciół.
-Witajcie dzieciaczki kochane! Miło was widzieć!
-Mistrzu…to znaczy profesorze…dzień dobry-  Franc uśmiechnął się do uczniów- Na co patrzyliście?- zapytał, zerkając w tym samym kierunku co oni wcześniej.
-Na Mochimori’ego Koga’ę. Tak jakoś przeszedł i dziwnie się na nas gapił. Myślałem że to duch, lecz Lucky tak nie sądzi- spojrzał oczami do góry, tak jakby miał patrzyć na Lucky’iego, lecz kot pojawił się teraz na jego ramieniu.
-Nie wyczułem od niego ektoplazmy, lecz jakby…- nagle Lucky ucichł. Cała trójka obserwowała ich Mistrza, który obserwował jak Mochimori siada na jakiejś ławce. Franc odwrócił się w ich stronę znowu i kolejny raz się uśmiechnął.
-Posłuchajcie dzieciaki. Zaraz będzie lekcja, więc będę się streszczał. Dziś zaczniemy trening.
-Trening?- zdziwiła się trojka przyjaciół. Byli jednak trochę za głośno, dlatego Franc ukazał gest, w którym przyłożył palec do swoich ust.
-Cii. To tajemnica. Jesteś też zaproszony, Lucky. Nie jestem co prawda twoim mistrzem, ale swojego nie widziałeś ostatnio.
-Lucky? To masz swojego własnego mistrza?- zdziwił się Kamil, patrząc na czerwonego kota
-Tak. Tyle że ten kretyn w ogóle nie ma zamiaru mi mówić gdzie przebywa. Odkąd zostałem duchem widziałem go tylko raz. W dodatku od razu go znielubiłem, bo to świr!
-Tak więc nadrobisz ten stracony czas. Przyjdźcie po lekcjach do starego pustostanu, w lesie na Mydlicach. Tam się spotkamy…- powiedział i odszedł, zerkając jeszcze w stronę siedzącego dalej Mochimori’iego- „Będzie się działo…”

                                                                        ***
                          Opuszczona sala. Jedynie Mochimori przebywał w niej i niczym się nie przejmował. Jedyne co robił to ostrym scyzorykiem kreślił jakiś znak na ziemi. Ostrze rysowało z dużą łatwością znak na podłodze. Uśmiech nastolatka nie znikał. Był przerażający.
-Nienawidzę duchów…zniszczyć je wszystkie…obrzydliwe duchy…- powtarzał z uporem maniaka spoglądając na swoje dzieło. Lecz nie tylko na podłodze był wyrysowany symbol. Na drzwiach, na ścianach i na suficie narysowane były te same oznaczenia. A nawet na oknach, namalowane czerwoną farbą. Wszędzie widniały dużej wielkości pentagramy- Zniszczę je wszystkie!!!- rozbrzmiał śmiech, niesiony przez echo.

                                                                     ***

 -To chyba tu, nie?- zapytała Magdalen, stojąc z Kamilem i Lucky’im w lesie. Na dworze było jasno a dookoła same drzewa. Naprzeciwko trójki towarzyszy stał dość duży budynek, bardzo zniszczony i opuszczony. Przypominał jakiś straszny dom. Dla Lucky’ego był trochę przerażający.
-A może pomyliliśmy adresy?- zadrżał kociak.
-Nie. Tylko tu znajduje się pustostan. Czemu akurat w takim miejscu?-zadał pytanie Kamil, robiąc pierwsze kroki w kierunku wejścia, bez drzwi i framugi.
-Quel chyba lubi takie klimaty, to dlatego- odpowiedziała Magdalen.
-Nie jestem pewien, by tak spokojnie tam wchodzić!- Nagle Magdalen złapała kociaka za futro i szła wraz z nim do bloku.
-Idziemy Matole!
                Weszli do środka. Rozejrzeli nieco, aż wreszcie trojka bohaterów zauważyła ich mentora. Siedział po turecku, machając im gdy ich tylko zobaczył. Siedział gdzieś po środku dużego pomieszczenia.
-Jesteście w końcu, dzieciaki! Miło znów was widzieć! Czekałem!
-Mistrzu. Możesz nam powiedzieć, dlaczego wybrałeś takie dziwne miejsce?- zapytał Kamil, dalej rozglądając się po dużym parterze. Blok był trzypiętrowy i widać było że pierwsze piętro zostało wyburzone. Sufit był za wysoko. Dookoła kusz i zniszczone cegły, jakieś drewniane belki, pajęcze sieci. Było po prostu brudno.
-To najlepsze miejsce na trening. Poza tym, nikt tu nie przychodzi, więc można poniekąd to miejsce nazwać bezpiecznym. Usiądźcie dzieci- trójka kumpli, bezpiecznie usiadła na przeciw profesora, lecz jakby w odległości jakiś dwóch metrów. Siedzieli po turecku patrząc na Franc’a
-Co robimy?
-Dziś nauczę was podstawowej umiejętności. „Push”- inaczej na polski, „Pchnięcie”
-„Push”?
-Tak jest. Jest to technika, a raczej sposób używania plazmy, znany wszystkim duchom. Prosta w użyciu umiejętność. Później staje się jakby wrodzoną.Wiecie sami, że poniekąd składacie się z ektoplazmy i ją wydzielacie. Jest też w waszym ciele, wewnątrz. Może być użyta jako źródło mocy, stosowana do walki, leczenia, albo zaglądania w przyszłość. Kamilu. Gdy walczyłeś z Greml’em skupiłeś swoją ektoplazmę w lewej dłoni, po czym uderzyłeś nią w niego. Przyczyniłeś się do użycia tej formy.
-Nie zdawałem sobie z tego sprawy…
-„Push” składa się z trzech etapów. Pierwszym jest skupienie ektoplazmy- nauczyciel wyciągnął w ich stronę dłoń i nagle pojawiła się w niej ektoplazma w postaci światła-Drugi to utrzymanie plazmy i jej ukształtowanie- światło zmieniło się w kule. Uczniowie obserwowali uważnie- Ostatnim zaś jest uwolnienie- I nagle Franc wyprostował dłoń po swojej lewej stronie i wystrzelił kulę światła. Uderzenie zniszczyło ścianę budynku robiąc w niej dziurę. To wprawiło młodziaków w osłupienie- Będziemy dziś ćwiczyć. Lecz nie tylko Kamil pokazał tą umiejętność. Magdalen, ty również jakby używasz jej na wyczucie. Wiesz jak to się robi, ale jakby nie rozumiesz działania. Tak samo Lucky. Używasz wyładowania na wyczucie. Tak więc, by zrozumieć ektoplazmę, opanujcie „Push”.
-Co nam to właściwie da? No poza dziurą w ścianie?- zapytała zirytowana Magdalen.
-Ćwicząc „Push”, będziecie mogli lepiej używać swojej plazmy. W twoim przypadku twoja telekineza będzie lepsza i nie będziesz szybko się męczyć, a Lucky będzie mógł częściej używać wyładowania elektrycznego.
-To brzmi obiecująco.
-Mówiłem- uśmiechnął się Franc- Zatem zamknijcie oczy i spróbujcie skoncentrować swoją ektoplazmę. Róbcie to z uwagą i koncertujcie wokół siebie moc.

                    Kamil zamknął oczy zgodnie z poleceniem Mistrza. Tak samo jak podczas walki z psami, przypomniał sobie moment jak skupiał w sobie plazmę. Jego bransoletka zaświeciła. Nagle poczuł zmęczenie. Nie wiedział dlaczego. Światło zniknęło. Otworzył oczy zaskoczony.
-Co się stało?
-Nie utrzymałeś swojej plazmy do końca. Moment, w którym ją kumulujesz musi być szybki i utrzymanie musi trwać dłużej. Próbuj dalej.
-Tak jest- powiedział i zamknął oczy. Znów starał się utrzymać moc, lecz coś mu przerwało. Poczuł jak unosi się w powietrzu. Otworzył oczy zaskoczony. Spojrzał na Lucky’ego. Również lewitował.
-Łaaa! Co się dzieje!- pisnęło stworzonko
-Nie wiem! Czemu się unosimy?- tu spojrzał na swoją koleżankę. Siedziała po turecku z zamkniętymi oczami i ruszała swoimi dłońmi delikatnie- Dlaczego tylko my się unosimy!?
-To przez Magdalen. Źle skoncentrowała swoją plazmę- powiedział nauczyciel, siedząc spokojnie przed uczniami
-Że co!? Nie idzie mi? Ściemniasz!- rzuciła zła Magdalen, otwierając oczy i wymierzając w profesora palcem, nie zdając sobie sprawy, że przez utratę kontroli Kamil i Lucky upadli na ziemie.
-To bolało!! Blondyno!
-Zamknij się! To nie takie proste!
-Pokaże ci, że to jest proste!- rzekł pewnie siebie Lucky, po czym usiadł na podłodze z powrotem po turecku. Tak samo jak przyjaciele, skupiał swoją ektoplazmę. Dwójka towarzyszy patrzyła na Lucky’ego, którego otaczało zielone wyładowanie prądu.
-Wygląda na to, że Lucky’iemu idzie najlepiej i…- i tu profesor przerwał. Prąd rozprzestrzenił się pomiędzy wszystkich przyjaciół, którzy drżeli z bólu. Gdy światło ustało Magdalen i Kamil leżeli poparzeni i odrętwieli na podłodze.
-Co ty wyprawiasz ty głupi kocie!!?
-„To nie będzie łatwe…”- pomyślał Franc

                                                                           ***
               Po godzinie wyczerpującego treningu, wszyscy zmęczeni leżeli na podłodze ciężko oddychając
-Nie wiedziałem, że trening może być tak wyczerpujący. A my tylko…koncentrowaliśmy plazmę…jestem padnięty
-Świetnie…nie gadaj, że tak codziennie- rzuciła ciężko Magdalen
-Hmm. Nie powiem że idzie wam dobrze, więc raczej tak.
-Co? Przecież tak długo trenowaliśmy!- zdenerwował się trochę Kamil
-Spokojnie, nie wszystko się osiągnie pierwszego dnia.  Wracajcie do domów. Dziś wam wystarczy.

              ***

                 Szli padnięci obok siebie. Czuli się obolali i marzyli tylko o tym by się położyć. Mijali budynek szkoły i jakoś nie mogli na nią patrzeć, nie wiadomo czemu. Lecz nagle Kamil przypomniał sobie o czymś ważnym .
-Cholera! Zostawiłem tam chyba torbę. W szkole zanim wyszliśmy!
-Matoł. Nie zauważyłeś, że jej nie masz?
-Raczej tak, idźcie dalej a ja po nią zajdę.
-Ja pójdę Kamilu! Poczekajcie na mnie!- zaproponował mały kotek z uśmiechem, po czym zaczął biec w stronę szkoły.
-Dzięki Lucky! Poczekamy!

          Nie wiedzieli że są obserwowani zza okna przez czarnowłosego chłopaka, który tylko czekał by wykonać swój ruch.

                                                                    ***

                     Lucky kręcił się po korytarzu. Nikogo nie było w szkole, a on szukał sali. Wiedział że plecak jest na pierwszym piętrze w ostatniej pracowni. Lecz jakieś dziwne światełko przyciągnęło jego uwagę w sali 302. Drzwi były uchylone. Postanowił wejść i sprawdzić. Niestety ciekawość zaszkodziła mu . Gdy wszedł do pomieszczenia, jego duże oczka zaobserwowały cos dziwnego. W klasie na szybach okien, na ścianach, na suficie wyrysowane były pentagramy dużej wielkości. On sam stąpał na największym z nich.
-Te symbole! Widziałem je już kiedyś! To są…- nagle drzwi się za nim zamknęły. Obrócił głowę przestraszony, obserwując postać chłopaka, który z wrednym uśmieszkiem stał przy drzwiach.
-Witaj!

                                                                       ***

                 Kamil i Magdalen zastanawiali się co tak długo zajmuje małemu duszkowi zabranie torby, lecz gdy usłyszeli jego krzyk, zaczęli opatrznie obserwować budynek.
-To glos Lucky’ego!!!

1 komentarz:

  1. http://good-magic.blog.onet.pl/ <-- Nowy rozdział
    [Monika]

    OdpowiedzUsuń

Tyle ile was tu było