sobota, 28 lipca 2012

Rozdział 12


                                                                
Zapraszam na nowy rozdział

                                                                          Rozdział 12

                                                                  „Atak zabójczej śliny”

                   Kamil i trójka jego towarzyszy przebywający w głównym korytarzu, przy wyjściu ze szkoły, stali nieruchomo. Przed nimi w sporej dość odległości stał na czworaka groźny duch. Marek przyglądał się dziwnym igłą wbitym w ziemie.
-Co to za igły?- zapytał Kamil lekko zdenerwowany.
-Nie mam pojęcia, ale w każdym razie to nie jest byle co. Pojedyncze ukłucie tak bardzo nie boli, ale jakby użył ich więcej…
-Oj użyje, robaczki…- rzekł wrednie stwór, po czym nadął policzki, wypluwając z ust z dużą szybkością jakąś substancje. Kamil i reszta przyjaciół rozdzielili się, uciekając w kąty korytarza głównego, unikając też styczności z dziwną substancją. Lucky schował się pod jakąś ławką.
-Z ust! On to wypluwa z ust!
-Ohyda! Co to ma być!!?
-Intrygujące, prawda? To moja technika walki. „Saliva shot”!* Za pomocą mojej śliny, mogę tworzyć z niej małe igiełki, które głęboko wbijają się w ciało!
-Atak śliną? Zapomnij Kamil, twoja głupia, skupiona pięść wymięka!- rzekła Magdalen do Mruka.
-Nie musiałaś być taka nie miła!
-Hę! Blondynka dobrze mówi! Odczuwa respekt…- uniósł głowę dumny duch.
-Miałam na myśli tą głupia nazwę. Może jeszcze powiesz, że używasz wymiocin. Żenada…
-Ty…ty suko!- Krzyknął potwór szarżując w stronę blondynki, po czym skoczył i nadał policzki, tak jak wtedy- Żryj to! „Saliva shot!!”- tym razem wypluwał więcej igieł ze śliny i dużo szybciej. Trafiał w ściany, podłogę, w okna i plakaty, lecz nie dosięgnął Magdalen. Ta sprytnie przeskoczyła w innym kierunku.
-Teraz mamy okazje! Do schodów na najwyższe piętro!- krzyknął Marek pędząc w stronę mówionego miejsca.
-Chodź Lucky- odezwał się do kota Kamil. Mały kotek zaczął szybko kroczyć za Kamilem, lecz obejrzał się jeszcze za sobą. Magdalen biegła w ich kierunku, a ją gonił potwór w dużym odstępie.
-Wracać mi tu! Saliva shot!!! Saliva shot!!- Kolejne igły przebijały schodki i ściany, jedna z igieł trafiła w poręcz. Grupie przyjaciół chodziło jedynie o to, by dostać się na piętro. Marek prowadził ich.
- Już jesteśmy, teraz do końca korytarza i do przeciwnych schodów z powrotem na dó…- dostał igłą w ramie. Krzyknął krótko. Kamil zdążył go podeprzeć za nim upadł. Markowi  kręciło się w głowie, gdyż stracił trochę krwi.
-Magdalen, idźcie z Markiem!- powiedział, po czym skupił ektoplazmę w swojej pięści i gdy potwór już miał go uderzyć, Kamil uderzył go w odsłoniętą klatkę piersiową- Focus Fist!
-Ty…gnoju!- potwór upadł do tyłu, krótko tarzając się na schodkach. Zaś Kamil doszedł w końcu na piętro, doganiając przyjaciół. Ci trochę zwolnili. Marek opierał się o ramie Magdalen.
-Kamil…
-Szybko, nie ma czasu!
             Potwór wskoczył jakby ze schodów na piętro. Swoim wyskokiem zrobił dziurę na podłodze, ale to nie było ważne.
-Jak śmiałeś mnie walnąć!? Saliva shot!!- duch wypluł chyba z kilkanaście igieł, które szybko pędziły w stronę Kamila. Parę celowało w jego twarz. Wydawało się, że Kamil nie zdoła się obronić. Odruchowo zasłonił się lewą ręką. Magdalen i Lucky mieli wrażenie, że wszystko się dzieje jak na zwolnionym filmie. Igły powoli dolatywały do Kamila, który zamknął oczy, orientując się, że jego bransoletka zaświeciła. Igły zatrzymały się. Kamil spojrzał. Jakby się w coś wbiły. Wszyscy patrzyli zdumieni. To coś wyglądało dziwnie. Przed sylwetką Kamila pojawiło się coś, wyglądające trochę jak tarcza. To coś było jakby owalem, stojącym w pionie. Było to granatowe i przeźroczyste zarazem. Przede wszystkim cienkie i kruche. Swoją długością obejmowało wzrost Kamila. Mruk zdziwiony nie potrafił wypowiedzieć słowa. Spojrzał na swoją bransoletkę. Świeciła coraz jaśniej. Spojrzał na tarcze, w którą wbite były igły. Była w niektórych miejscach popękana.
-Co to?
-Osłona…z plazmy?- pomyślał na głos Lucky.
-Przestańcie się tak dziwić!!- i znowu potwór splunął w stronę Kamila igłami, przebijając tarcze i krusząc ją. Kamil zachwiał się do tyłu i gdyby nie Marek, który wsparł jego plecy, upadłby i stał się otwartym celem. Odskoczył z nim gdzieś w bok, a potwór nie tracąc czasu zaczął do nich biec. Kred nie zorientował się kiedy, ale oberwał długą drewnianą ławką w głowę, przez co upadł do tyłu łapiąc się za nią.
-Magdalen!
-Szybko! Spadamy!- krzyknęła blondyna, pomagając Markowi w noszeniu Kamila. Odwróceni tyłem do potwora, oberwali dużą pięścią w plecy. Upadli z dużą szybkością do przodu. Kred swoją wielką łapą złapał Marka za szyje, unosząc go do góry.
-Dostaniesz za swoje!!
-Marek, już idę! Zostaw go!- wykrzyczał Kamil, doskakując z pięścią do wroga- Focus fist!!
-Nic z tego!! Saliva shot!!- Kred wypluł w stronę Kamila parę szybki igieł ze śliny. Mruk zdał sobie z tego sprawę i z ledwością zasłonił twarz rękami. Igły przebiły jego ręce, a jedna trafiła w jego brzuch. Inna zaś w nogę, a jeszcze inna w stopę. Mruk przewrócił się do tyłu, sapiąc z bólu. Zaś Marek podnoszony do góry z przerażeniem patrzył na kolegę.
-Kamil!- krzyknął, zanim wielkie palce Kred’a zacisnęły się na nim. Biały stwór uniósł go na wysokość swoich oczu.
-Teraz uważaj. Będzie niespodzianka. Użyję moich igieł ze śliny by wydłubać ci oczy, a potem urwę ci kark!
-Kamil! Marek!- krzyczała Magdalen, nie wiedząc kiedy obok niej zjawił się Lucky
-Magdalen! Mam pomysł! Rzuć mną!
-Że co!? Nie pora na żarty…
-Żarty zawsze, ale nie teraz! Rzuć mną! W ten sposób go pokonamy!
-Okej, ale jakby co, to nie moja wina!- powiedziała blondwłosa, po czym chwyciła głowę Lucky’iego, któremu raczej chodziło, by załapała go ogólnie za pas. Blondynka była zwyczajnie niedelikatna.
-Hej! Czekaj!- Gingle zamachnęła się, po czym wyrzuciła kota w stronę Kreda. W locie, Lucky skoncentrował swoją plazmę w prąd elektryczny- „Już wiem na czym polega „Push”! Teraz muszę objąć ektoplazmą całe moje ciało i…”- Leciał przez krótką chwile, a gdy uderzył białego ducha w klatkę piersiową, po ciele Kred’a rozprzestrzeniła się wysoka dawka prądu- Electric fur!!**- Potwór krzyknął, stojąc na tylnych „łapach”, puszczając Marka. Krzyczał, czując odrętwienie i to uczucie palącej skóry. Gdy Lucky zakończył atak, upadł na podłogę. Obolały Kamail chwycił go w ramiona, po czym razem z Markiem i Magdalen zaczęli biec w stronę przeciwnych schodów.

                                                                      ***
                   Mochimori wszedł do otwartej szkoły z plecakiem. Miał dziwne przeczucie, że coś tu się dzieje, inaczej Kamil i jego przyjaciele by tu tak nie weszli. Usłyszał jakby hałas z pierwszego piętra.
-Coś jest nie tak…- nagle spostrzegł jak w oddalonych od niego schodach schodzi Marek Karnisz wraz z Magdalen i Kamilem i jeszcze Lucky’im. Gonił ich duch. Egzorcysta zauważył, że ci mają kłopoty. W tym momencie Mochimori wpadł na pomysł by im pomóc. Momentalnie przypomniał sobie o klasie, o której wyglądzie nie wiedzieli Kamil i reszta jego „bandy” i która była w innym skrzydle szkoły.

                                                                ***
-Nie macie gdzie uciec! Poddajcie się!!!- krzyczało monstrum, robiąc kolejną dziurę w podłodze swoją pięścią. Kamil uskoczył z resztą koleżków. Nagle wpadł na pomysł.
-Marek, biegiem do prawego skrzydła szkoły, na pierwsze piętro! Tam jest mniej miejsca! Będzie ciężko się poruszać!
-Okej, ale…
-Nigdzie nie pobiegniecie!!
-Rozdzielmy się! Magdalen bierz Lucky’ego i z powrotem na schody!
-Spoko, idziemy Kocie!!- powiedziała nerwowo, łapiąc kota pod pachę i mijając białego stwora, wbiegła na schody
-Marek leć! Ja się nim zajmę!
-Oszalałeś!?
-Saliva shot!!!- atak ze śliny zbliżał się w kierunku Marka, lecz Kamil zdążył stanąć przed długowłosym, przyjmując atak na plecy. Igieł było nie wiele, ale i tak wcześniejsze rany zrobiły swoje.
-Szybko!
-Złaź z drogi śmieciu! Łowca jest martwy!!- i kolejny raz krzyknął potwór, odpychając daleko w bok Kamila, chcąc uderzyć Marka. Lecz ten zaczął szybko się wycofywać do oddalonego wyjścia ze szkoły, by skręcić szybko w prawe skrzydło. Stwór się zatrzymał. Kamil skoczył na jego blade ciężkie plecy i kumulując z trudnością plazmę, uderzył ducha w łopatkę.  Stwor zrzucił z siebie Kamila, który wiedząc, że ten za nim pobiegnie, zaczął uciekać znowu na schody. Tymczasem Marek oddalał się coraz bardziej w kierunku prawego skrzydła. Na swojej drodze spotkał kogoś, kogo się tu nie spodziewał. Chłopak o czarnych jak noc włosach przyglądał mu się spokojnie.
-Ty…
-Chodź, mam plan.

                                                                               ***
           Kolejny atak ze śliny trafił Kamila w kostkę. Igła, dłuższa i nieco szersza, przebiła potem jego piętę Achillesa. Kamil krzyknął, przewracając się na schodach.
-Pieprzony gówniarz.
-„Cholera”- przeklął w myślach Kamil.
-Hej! Kred, czy jak ci tam!
-Hę?- Potwór skierował wzrok w stronę szczytu schodów, obrywając metalowym kubełkiem między oczy. Kamil opierając się o barierkę wstał, po czym wspiął się do końca schodów. Tam Magdalen wzięła go pod ramie.
-I znowu na piętrze…- warknęła Magdalen, słysząc jak potwór się zbliża.
-Gdzie Lucky?
-Tutaj!- pisnęło stworzonko, wychodzące z jakiejś łazienki. W łapkach trzymało ku zdziwieniu Kamila dużą miskę z wodą, która wylewała się z krawędzi. To było dla kotka za wiele- Było by miło, jakbyście mi pomogli…
-Okej!- Magdalen za pomocą telekinezy uniosła miskę i gdy zobaczyła potwora na piętrze, rzuciła w niego tą miską. Woda rozprysła się po jego ciele.
-Cholerne…
-Magdalen rzuć mną znowu!!- pisnął ochoczo Lucky.
-Nie trzeba dwa razy!!!- i znowu tak jak wcześniej chwyciła go za głowę i rzuciła w stronę Kred’a.
-A masz! Nowa, dopracowana technika wielkiego szczęściarza! Kitty Comet!!***- Prąd, który skumulował Lucky, znowu otoczył jego ciało w locie. A gdy dotarł do celu, porażenie było tak silne, że potwór zaczął krzyczeć głośniej. A odrętwienie trwało dłużej.  Gdy Kred upadł na podłogę, Lucky odskoczył do tyłu w stronę swoich przyjaciół, którzy patrzyli na leżącego na brzuchu ducha- Udało się!
-To koniec?- zapytał Kamil.
-Na to wygląda- odpowiedziała Magdalen, ciężko oddychając, po czym zirytowana spojrzała w dół na równie zmęczonego duszka- A tak poza tym…Kitty Comet?
-Poczułem natchnienie- usprawiedliwił się czerwony kot, drapiąc się łapką za głowę.
-Kurczę…- jęknął Kamil, kucając z bólu.
-Kamil! Wszystko gra?
-Tak…-odpowiedział, po czym powstał, obracając się tyłem do leżącego ducha-…Znajdźmy Marka i chodźmy do Ernesta. Musimy zagoić rany, jego potem zgarniemy…
-Jej. Ten typ ma już nas dosyć, wiem to. Dobra. Wesprzyj się na mnie- powiedziała do Mruka, biorąc jego ramię za swoją szyje. W ten sposób pomagała Kamilowi.
-Dzięki Magdalen.
-Wy…- cała trojka odwróciła się. Kred wstawał. Tak jak ich gonił, tak starał się powstać na czworaka.
-Nie możliwe…
-Uparty jest, co nie?- rzuciła Magdalen, patrząc  na wroga, który nagle ku zdziwieniu wszystkich, zwymiotował własną śliną. Maź ta była kleista i lepka. Gdy mała kałuża znalazła się na posadzce, Kred zanurzył w niej kostki swojej prawej pięści. Ślina objęła całą jego pięść, utwardzając się. Na kostkach spoczywały jakby igiełki. Kamilowi owe „odzienie” przypominało kastet, lec się mylił co do wyglądu broni.
-Po tym wszystkim, on jeszcze może…
-Czas na śmierć!


*strzał śliny
**elektryczne futro
***kocia kometa

2 komentarze:

  1. Boże, jak mnie tu długo nie było... Nic, tylko brac się za czytanie ;D
    Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam prośbę, czy możesz mnie powiadamiac o nowej noci na gadu: 4675247 ? Z góry dziękuję : )
      Monika

      Usuń

Tyle ile was tu było