poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Rozdział 14

 Zapraszam na rozdział 14

                                                                    Rozdział 14

                                                           „Straszny dom- cz. I”


                     Grupa chłopaków w wieku osiemnastu lat, stała w środku nocy na jakimś zaniedbanym osiedlu domków jednorodzinnych. Paru z nich stało spokojnie, zaś inni nieco mniej opanowaniu, starali się ukryć drżenie ze strachu.
-Chodźcie to tylko dom!- Mówił jakiś mięśniak o czarnych włosach, stojąc przed dużym domem, który wyglądał na opuszczony. Stał dumnie w otoczeniu kolegów.
-No nie wiem stary…
-Tchórz, co nie? Jesteś gorszy niż ten frajer Kamil. Niedługo będą cię tępić nawet laski tak jak jego.
-Zamknij się frajerze. Mówią, że tam straszy.
-Wiedziałem! Mazgaj z ciebie a nie facet. Taka dupa jak Anna Weller na ciebie nie spojrzy.
-Jak taki z ciebie kozak, to tam właź Tomek! My ci pokibicujemy.
-A wejdę! Idzie ktoś ze mną?- Nikt nie odważył się powiedzieć „tak”. Mimo, że większość wykazywała odwagę, to i tak wiadomo było że stchórzą- I co? Żadnych chętnych? Mięczaki. Jak wyjdę z tej rudery będziecie mogli powiedzieć Anna’nie, że ja okazałem się być prawdziwy facetem, a  wy bandą ciot!-  Tomek zrobił dwa kroki do przodu w kierunku domu, lecz wzdrygnął się i wycofał przestraszony gdy usłyszał jęki. Tak głośne, że niosło się za nimi echo. Wszyscy przestraszeni stali i gapili się na wyniszczony i zapleśniały dom.
-I co? Pękasz tchórzu?- zapytał zadziornie, wcześniej wyśmiany kolega.
-Zam…zamknij się! To tylko drzwi skrzypią!- powiedział, zdenerwowany po czym usłyszał jakby dźwięk wiatru. I znów wycie- Zaraz ci udowodnię, że nikt tam nie straszy, a ty wyjdziesz na frajera. Będziesz mógł podawać łapę i trzymać się z Kamilkiem- drażnił się Tomek, robiąc zdecydowane kroki w kierunku domu. Gdy dotarł pod drzwi, szybkim pchnięciem ręki otworzył je aż zaskrzypiały. Przed sobą widział ciemność. Wszedł do środka, rozglądając się. Stare rzeczy walały się po podłodze, wszędzie były grube warstwy kurzu i pajęczyny. Tomek robił bardzo powolne kroki oglądając się za siebie. Zauważył oddalone sylwetki kolegów, którzy czekali na zewnątrz- Hej! Jest tu kto?- odpowiedziała mu cisza i skrzypnięcie drzwi otwartego okna. Stare firanki pod wpływem lekkiego wietrzyku falowały i uderzały bezgłośnie o szybę. Na podłodze leżał stary dywan, nieco podarty i brudny od kurzu. Po zgniłych panelach biegały małe pajączki, biegające w różne kąty. Tomek rozejrzał się. Dom wyglądał na duży i zaniedbany. Widać było, że nikt tu nie mieszka od lat. Na stoliku, gdzie blat był lekko uszkodzony, stało zdjęcie oprawione w ramę. Tomek zwrócił na nie uwagę jedynie na moment. Zanim skierował kroki w kierunku wyjścia, obejrzał jeszcze wzrokiem dom, po czym prychnął- Nawiedzony dom. Głupota- gdy kroczył w stronę korytarza, widząc swoich kolegów zawołał do nich, idąc- I co!? Nie ma tu żadnych duchów…- I gdy miał wyjść, nagle zatrzasnęły się drzwi. On sam pisnął przestraszony. Złapał za okrągłą klamkę. Drzwi ani drgnęły. Włosy stanęły mu dęba, a oczy spanikowane obserwowały drzwi. Z jego ust dało się słyszeć paniczne i ciche mamrotanie- Dobra…to nie jest śmieszne!
              Usłyszał wycie. Obrócił się szybko. Ręce i nogi drżały mu ze strachu, a wargi z przerażania drgały. Obserwował ze swego miejsca wnętrze domu. Nic nie widział.
-Okno! Ucieknę oknem! Co za pojebany dom…- i wybiegł niczym oparzony, chcąc wyskoczyć przez otwarte okno, które wcześniej widział, lecz to również się zamknęło- Co…co się dzieje! Co to kurwa ma być!- wycofał się przestraszony, znowu słysząc wycie i na dodatek szczęk łańcuchów. Nistąd nizowąd przedmioty z podłogi zaczęły się unosić i wirować jak oszalałe. Tomek stał oniemiały obserwując to, co się tu dzieje. Po chwili krzyknął krótko, wybiegając z powrotem w stronę głównego korytarza, chcąc wyjść. Przedmioty upadły na podłogę i część z nich potłukła się. On sam walił w zamknięte drzwi- Pomocy! Pomocy!- przestał wołać, gdy coś dotknęło jego ramienia. Obracając drżącą głowę bardzo powoli,  kątem oka przyuważył, że ów dłoń wygląda jak coś zgniłego. Kości dłoni były widoczne tak samo jak robaki, które po niej pełzały. Gdy z ledwością spojrzał na postać, która wyłupiastymi oczami gapiła się na niego i otwierała usta, czuł jakby coś stanęło mu w gardle. Dodatkowo okazało się, że przed nim stoją dwie postacie, które zawyły krzycząc i plując brzydko pachnącą śliną na jego twarz. Wokół była zielona mgła.

                                                                 ***
-Jak myślicie? Co on tam robi?- zagadał jeden z kolegów Tomka.
-Pewnie zbiera fanty, lub…
            Zdanie innego mięśniaka przerwał krzyk przerażenia. Cała grupa młodzieńców zwróciła głowy w stronę domu, z którego dało się usłyszeć krzyki i wołanie o pomoc. Gdy krzyk ucichł, wszyscy niczym spłoszone ptaki uciekli z miejsca zdarzenia, zostawiając Tomka na pastwę losu.

                                                                    ***
                    Kamil wraz z Magdalen po ostatnich dwóch dniach, spali jak nieżywi. I to ostatnie określenie do nich nawet pasuje. Rany Kamila zainteresowały jego ciotkę, wytłumaczył się oczywiście z tego łatwo. Tak jak wcześniej powiedział, że miał jakiś wypadek. Idąc do szkoły słyszał jak ludzie rozmawiają o jakiejś nowej atrakcji w mieście. A raczej na jakimś starym osiedlu. Ponoć stoi tam stary dom, w którym ponoć straszy.
-Słyszałam! Ponoć tam roi się od duchów! To nawiedzony dom!
-Oszalałaś, duchów nie ma.
-„No nie wiem…”- pomyślał Kamil, idąc dalej przed siebie- „Nawiedzony dom?”
-Ponoć słychać dźwięki łańcuchów i wycia…- znów jakieś rozmowy. Gdy Kamil  zbliżał się do wejścia do szkoły, spotkał Lucky’ego, który niezauważalny, szedł obok jego nogawki. Razem idąc słuchali rozmów.
-Pewnie to jakieś gówniarze się wygłupiają…
-Może się tam wybierzemy?
-Nigdy w życiu! Duchy są straszne!
-Idiota, pewnie to taki żart…
-No nie wiem. Tomek Grabosz, poszedł tam dla jaj z kumplami. Ponoć wszedł tam i nie wrócił, a oni uciekli…
-Jezu…Właściwie to nie widziałam go w szkole…
            Tylko takie rozmowy docierały do uszu Kamila i Lucky’iego, gdy szli do klasy na pierwsze piętro. Nagle wszyscy zaczęli o tym rozmawiać, było to trochę niepokojące.
-O czym oni mówią, co?- zapytał Lucky, wspinając się po schodach za Kamilem, który rozglądając się wcześniej czy nikt nie idzie, wziął go na ręce i włożył do swojej torby na jedno ramie. Wystawała z niej jedynie główka kotka- Dzięki, ciężko się idzie po schodach w moim rozmiarze. Więc? Co się dzieje?
-Właśnie nie wiem. Wszyscy mówią o jakimś nawiedzonym domu, nie wiem co ich tak jara.
-Nawiedzony dom?- zainteresował się Lucky.
-Wiesz coś o tym?- zapytał Kamil, gdy nagle do towarzystwa dołączyła Magdalen.
-Cześć wam, słyszeliście? Jakiś nawiedzony dom jest w okolic y. Ludzie nie gadają o niczym innym.
-Też o tym słyszałaś? Magdalen?
-Jasne, Matole. Nie da się nie słyszeć. Ponoć jakieś mięśniaki, co ślinią się na widok Anny Weller byli tam i coś ich wystraszyło. To i tak tchórze…
-Hmm- Lucky zamyślił się. Złotowłosa zajrzała w dół, obserwując głowę kota.
-Co jest kocie?
-Wydajesz się być zaciekawiony tym wszystkim, co jest?
-Raczej zaniepokojony- powiedziało stworzonko swym piskliwym głosem- Nawiedzone domy. Wy znacie je z filmów i różnych opowiadań. Ja znam je trochę pod innym kątem. Będąc kiedyś w duchowej bibliotece, bo jest taka, czytałem trochę na temat nawiedzonych domów. Ponoć to najłatwiejsze miejsce do zebrania plazmy. Niektóre duchy pożerają inne, a zaś niektóre duchy zbierają plazmę w bardzo prosty sposób. Straszeniem. Zdejmują w odpowiednim momencie swoje płaszcze duchowe i ujawniają się śmiertelnikom, strasząc ich. Strach, zmieniony w ektoplazmę zostaje na podłodze. To trochę brutalny sposób i trochę szkodliwy sposób na zebranie ektoplazmy.
-Ale, hej przecież jeżeli chodzi im o plazmę to mogą ją nabyć w Ekto. Po co miałyby doprowadzać na przykład jakieś staruszki do zawału, co?
-Sądzę że potrzebna jest im nie tylko do jedzenia, ale do ulepszenia mocy. Im więcej ektoplazmy posiadasz tym więcej możliwości…Poza tym w mieście Ekto, podawana ektoplazma, służy jedynie do jedzenia i zaspokojenia smaku i łaknienia. Nie ma w niej właściwości ulepszającej moc.
-Czekajcie. Może po prostu przesadzamy, może to zwykły opuszczony dom- sprostował Kamil
-Ja tam nie wiem. W każdym razie nawiedzone domy to zakazana działalność. Tak jak Magdalen powiedziała straszenie często prowadzi do zawału, a zawał do śmierci. Wiem, że tylko w godzinach wieczornych można straszyć i chyba w Halloween- mówił dalej Lucky.
-Ile ty siedzisz w tej bibliotece, co?- zapytała retorycznie Magdalen.
-Ponoć Tomek Grabosz był tam ostatnio i do dziś nie wrócił. To trochę podejrzane, jak sądzicie?- zapytał Kamil.
-Tomek Grabosz? To ten co wieszał cię na haku za bieliznę? Co on nas obchodzi, co?
-Magdalen, to przeszłość. Nie podoba mi się ten nawiedzony dom. Ludzie wyglądają na przestraszonych- powiedział pewnie Kamil.
-Masz racje- do uszu trójki przyjaciół dotarł głos Marka Karnisza, który podszedł do nich spokojnie- Tym bardziej, że to nie jedyna ofiara, jak sądzę.
-Cześć Marek. Skąd o tym wiesz?
-Myślałem, że to jakiś żart, ale jeżeli chodzi o nawiedzone domy, to chyba powinniśmy wziąć to na poważnie. Ten dom mieści się niedaleko ulicy Ludowej. Może powęszymy?
-Kolejny psychol, lubiący się wtrącać w niebezpieczne sprawy- powiedziała markotnie Magdalen.
-Wyjątkowo się zgadzam z Magdalen, choć wiecie, że tego nie lubię- powiedział Lucky- Skąd wiecie, że nie czyha tam wróg gorszy od tych poprzednich?
-Ostatnio walka z Kred’em trochę dała nam się we znaki. Jeszcze liże rany… wiecie jak to bolało, gdy uderzył mnie tą wielką łapą? Plecy mnie bolą…- wypowiedziała się Magdalen, marudząc.
-Ciebie nie przebił igłą ze śliny- dogryzł Kamil, a Marek potwierdził- W każdym razie może jednak tam pójdziemy.
-Byłbym za. Ostatecznie miałem wybrać się tam sam, ale może jednak mi pomożecie, co?- zapytał zadziornie Marek zakładając ręce za kark.
-Szczerze mówiąc wole tylko czytać o nawiedzonym domie…- powiedział Lucky, kuląc się w torbie Kamila
-Hej kocie! Jesteś duchem. To już śmieszne, że duch boi się innych!
-A daj ty mi spokój, nie pcham się tam gdzie są kłopoty!
-To nie moja wina. To wszystko to wina tych dwóch cymbałów!- powiedziała złotowłosa wskazując palcem najpierw na Kamila, a potem na Marka. Ci spojrzeli na siebie krótko a potem uśmiechnęli.
-Wiec postanowione. Pójdziemy tam w nocy i…- ktoś przerwał Kamilowi. Okazało się, że do ich dyskusji znów wtrąciła się Anna Weller.
-Gang frajerów, znowu ma tajne spotkanie. Idziecie do nawiedzonego domu, zgadłam? Może coś was zeżre…
-Ty też tam byłaś, bo coś zżarło ci mózg-odparowała spokojnie Magdalen.
-Nie będziesz taka do przodu, jak kopne cię w ten…- nagle Anna poczuła czyiś oddech na szyi. Przerażona odwróciła się i zauważyła postać Mochimori’ego, który patrzył na nią tak jakoś niewyraźnie . Odsunęła się, patrząc na to co trzyma jej kolega w ręce. Wyglądało to jak zakrwawiony nóż.
-Krwi…
-Nie!!!- Anna uciekła gdzieś daleko przerażona. Czwórka przyjaciół spojrzała na Egzorcystę z umazanym na czerwono nożem i dłonią.
-No co? Byłem przed chwilą na zajęciach plastycznych. Wylała mi się farba. Karmin zmieszany trochę z granatem…
-Niezłe wyczucie Mochimori. Polubiłam cię. Idziesz z nami do nawiedzonego domu?
-Eee…ja…nie wiem…raczej nie, mam plany…Na razie!- powiedział nerwowo, po czym uciekł, co wydało się reszcie przyjaciół dziwne.
-Jeszcze chyba się do nas nie przyzwyczaił- stwierdził Lucky- W każdym razie, na prawdę chcecie tam iść? To kolejny szalony pomysł.
-Powinieneś dodać, że to kolejny szalony pomysł Matoła i Marka. Postradaliście zmysły?
-Chyba tak!- odrzekli z uśmiechami równocześnie.
-Ja zwariuje.
-Dobra. Więc idziemy tam dziś o północy- powiedział pewnie Marek i to tak cicho by tylko jego przyjaciele to słyszeli


                                                                      ***
-Proszę się nie martwić dyrektorze, tak jak niedawno Panu powiedziałem, zajmuje się sprawą wandalizmu w naszej szkole. Jestem na dobrym tropie, winni niedługo mi się ujawnią.
-Mam nadzieje. Nigdy mnie nie zawiodłeś. Zostawiam ci wolną rękę Ivan’nie. Nikt kto niszczy swoją własną szkołę nie może zostać bezkarny. Zezwalam na użycie wszelkich metod zapobiegania.
-Zrozumiałem dyrektorze. Da swidanija.*




*do widzenia (w języku rosyjskim, tu przełożone z cyrylicy)

3 komentarze:

  1. Witam ciekawy blog
    Też dodałem cie do listy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Notka jak zwykle boska. : ) Rozumiem, że nie będziesz mnie powiadamiał o nowych notkach ;P
      Monika

      Usuń
  2. Notka jak zwykle boska. : ) Rozumiem, że nie będziesz mnie powiadamiał o nowych notkach ;P
    Monika

    P.S. To u góry nie miało byc odpowiedzią :D

    OdpowiedzUsuń

Tyle ile was tu było