czwartek, 9 sierpnia 2012

Rozdział 15

Monika:  Bardzo cie przepraszam, że nie informuje na gadu, ale u mnie gadu nie działa czy moge cie inromowac meilem?
Zapraszam na rozdział 15


                                                                         Rozdział 15
                                                            

                                                               „Straszny dom- cz. II”

                        Północ, była porą, którą wybrali. Stali przed nawiedzonym domem, w pewnej odległości. Cisza i świerszcze wokół budowały nastrój nocy. Kamil i Magdalen stali i czekali na Lucky’iego i Marka. Co do tego pierwszego myśleli, że nie przybędzie bo się boi. Mylili się. Na drżących małych nóżkach podbiegł do nich, witając się. Schował się za nogawką Kamila, obserwując dom.
-Wię…więc to tu.
-Tak. Szczerze mówiąc nie wygląda za straszenie…- stwierdził Kamil. Nagle rozległo się wycie-…zmieniłem zdanie!
-Nawiedzone domy, to coś co znamy z horrorów. A patrząc na to, że my często stawiamy czoła groźnym duchom, to coś mi się wydaje, że mamy pozamiatane- pisnął Lucky- Może chodźmy stąd?
-Ty nie jesteś kotem, a tchórzem- warknęła Magdalen- Marka jeszcze nie ma. Wchodzimy bez niego?
-Właściwie to był jego pomysł by tu przyjść. Wątpię by spękał.
-Kto tu niby pęka? Gdyby Bóg istniał, ukarał by was za takie słowa- powiedział pewnie długowłosy robiąc powolne kroki w stronę przyjaciół. Dłonie trzymał w kieszeniach.
-Więc jednak jesteś. Co ci tak długo zajęło?- zapytała Magdalen.
-Musiałem zabrać ze sobą parę różańców- powiedział wyciągając jeden z nich z prawej kieszeni- Mam jakby co latarkę. W środku pewnie jest ciemno- wyciągnął urządzenie z lewej- Przezorny zawsze ubezpieczony.
-Nie musiałbyś się przygotowywać, gdybyś  z Matołem nie uparł się na tak debilny pomysł!
-Właśnie!- dopowiedział Lucky, potem spojrzał przerażony na dom, od którego wiało grozą i czymś innym- Chodźmy stąd…
-Magdalen- zwrócił się Kamil do złotowłosej- Wyczuwasz coś?
-Hmm- Magdalen zamknęła oczy. Po chwili drgnęła.
-Ona potrafi coś takiego?- zapytał cicho Marek.
-Niedawno to odkryła, gdy Lucky był w kłopotach. Wygląda na to, że potrafi używać ektoplazmy do wykrycia innej…- wytłumaczył Mruk.
-Hę…- Magdalen ocknęła się- Tam jest dużo ektoplazmy…ale nie wykrywam jakiś złych zamiarów…
-Ale tak czy inaczej…
-Tak. Jest tam jakiś duch…nie…dwa…dwa duchy…- mruknęła Magdalen przyglądając się przyjaciołom.
-Więc wchodzimy? Jeżeli jest ich dwóch to mamy przewagę. Co robimy?- zapytał Marek, wkładając dłonie do kieszeni spodni.
-Chyba nie ma wyjścia. Idziemy- zarządził Kamil, robiąc pierwsze kroki w kierunku starego domu. Za nim przyjaciele kroczyli spokojnie. Gdy stanęli na ganku, Kamil rozchylił otwarte drzwi. Mimo iż widzieli przed sobą ciemność, nie była im straszna. Marek włączył latarkę.
-Straszne…-szepnął Lucky.
-Cicho!- uciszyła go, podnosząc lekko głos Magdalen. Cała czwórka robiła tak powolne kroki, jakby bali się, że wpadną na minę. Kamil zaczął się już powoli bać. Gdy przeszli korytarz, zaczęli z miejsca oglądać mroczny, duży salon, gdzie meble i wszystko wokół wyglądało na stare i poniszczone.
-Nikogo tu nie ma- powiedział normalnym głosem Kamil.
-Kamil! Ludzie! Patrzcie tu! W lewym rogu!- krzyknął Lucky. Wszyscy jak na zawołanie, zwrócili się tam, gdzie mały kotek wskazywał palcem. Gdy zauważyli w kącie skulonego, spoconego i bladego ze strachu Tomka, omal sami nie zbledli. Siedział obejmując się ramionami, bełkotając coś do siebie. Oczy miał szeroko otwarte, a na polikach miał ślady od łez.
-To Tomek Grabosz!- Podbiegli do niego. Magdalen i Kamil przy nim kucnęli- Hej Tomek! Słyszysz mnie!? Co ci się stało? Hej!- próbował go ocucić Kamil.
-Du…duchy…
-Co?
-One mnie…zabić…chcą…straszne…pomocy….
            Mamrotał dalej, patrząc gdzieś w podłogę. Kamil i Magdalen słuchali co on mówi. Cały się trząsł i nawet na sekundę nie mrugnął.
-Co mogło przestraszyć takiego mięśniaka?- zapytała Magdalen.
-Hej! Tomek! To ja, Kamil!- Mruk zaczął nim potrząsać, chwytając go wcześniej za ramiona. Tomek spojrzał na niego z niezmienionym strachem w oczach- Zginiemy…wszyscy zginiemy!
-Więc jednak coś tu jest!- pisnął Lucky chowając się za nogawką Marka, który obserwował pomieszczenie.
-Zgadzam się i chyba…- nagle rozległ się czyiś krzyk. To był damski krzyk. Drzwi od progu zatrzasnęły się z hukiem, tak samo okno, które było otwarte. Tomek skulił się bardziej a Kamil i Magdalen powstali. W pomieszczeniu pojawiła się dziwna fioletowo-blada mgła, która okalała wszystko. Po chwili zrobiła się ciemnozielona.
-Więc jednak się myliłam- warknęła Magdalen, gdy z mgły szybko wysunęła się jakaś postać. Była to bardzo chuda, podgniła kobieta z żółtymi zębami. Ubrana była w brudną suknie ślubną. Krzyczała i pluła śliną na około. Z jej ust wydobywał się paskudny odór. W zgniłej dłoni trzymała kuchenny nóż.
-Zabije!!!!- darła się, patrząc w stronę Kamila i reszty jego towarzyszy. Ze strachu Tomek stracił przytomność. Wszyscy na moment się odwrócili do niego, po czym skupili się na kobiecie dzierżącej nóż. Po sekundzie przez ścianę, nad głową Tomka wysunęła się sylwetka również nadgniłej postaci. Postaci mężczyzny w czarnym, zakurzonym garniturze w cylindrze na głowie. W dłoni miał siekierę.
-Zabijemy was!!!- i nagle oberwał jakimś dzbankiem w głowę, który na niej się rozbił. Magdalen, używając telekinezy rzuciła jeszcze paroma przedmiotami. Duch schował się z powrotem w ścianę
-Kochanie!!- krzyczała zaniepokojona panna młoda, lecz zaczęła martwić się o siebie, gdy coś związało ją w talii razem z rękami. Były to korale Marka- Wypuść mnie, nic nie zrobiłam!
-Nie ma mowy!
-Zostaw moją ukochaną!- mężczyzna w cylindrze wyskoczył zza innej ściany, lecz gdy dostał jakąś starą deską w głowę, upadł na ziemie pod ścianą. Lucky wykorzystał okazje i usiadł na jego klatce piersiowej, przyczepiając wszystkie swoje łapki do garnitury, kumulując energie elektryczną.
-Zaraz cię porażę! Potworze!
-Kochanie!- krzyczała kobieta czując, że różaniec zaciska się na niej coraz mocniej. Krzyknęła. Choć był to raczej krzyk zmieszany z piskiem, od którego szumiało w uszach i to boleśnie- Zostawcie go!
-Nic mi nie jest skarbie!- nagle coś odepchnęło Lucky’iego. Mianowicie był to jakiś stary dzbanek. Gdy kotek upadł na ziemie z już potłuczonym przedmiotem, jakaś siła uniosła go do góry.
-Łaa! Uważajcie to telekineza! Taka sama jak ta Magdalen!- pisnął Lucky, próbując się jakoś wyrwać.
-Już po tobie!- krzyknął mężczyzna w garniturze, szykując się do zadania ciosu siekierą, lecz coś ugodziło go w brzuch. Była to pięść Kamila.
-Focus fist!*- atak Kamila przywarł mężczyznę do ściany. Wydał z siebie głuchy krzyk.
-Ukochany!
-Nie walcz z tym, zaraz zostaniesz zniszczona. Lucky! Dobrze się czujesz!?- zapytał Marek. Telekineza, która unosiła kotka przeminęła. A ponieważ był wysoko nad ziemią, gdy minęła upadł na podłogę.
-Tak, jakoś…
-Już się nie wywiną…- warknęła Magdalen.
-Ja trzymam tego brudasa w garniturze!- powiedział pewnie Kamil, obezwładniając przeciwnika, blokując mu ręce z tyłu.
-Wypraszam sobie tego brudasa! Puśćcie moją żonę, pożeracze!
-Pożeracze!? To wy zjadacie dusze, prawda?- odparował komentarz Kamil.
-Teraz to nie ma znaczenia. Jak się ich pozbędziemy, ludzie przestaną znikać- powiedział Marek wyciągając dłoń przed swoją twarzą.
-Kochanie, zrób coś!

          Nagle czyiś głos przerwał hałasy i wszystkie głosy. Był to stary mężczyzna w kapeluszu na głowie, z akordeonem w dłoniach i małpką na swoim prawym ramieniu. Obok niego stała piękna cyganka bez dłoni z tamburynem w zdrowej ręce.
-Witajcie przyjaciele, gotowi na dzisiejsze starsze…nie…- gdy starzec i cyganka zobaczyli swoich przyjaciół związanych i obezwładnionych, spojrzeli na ich oprawców. Zaś oprawcy spojrzeli na nowych gości.
-Closeclair!? I Gracy!?- zapytał głośno i zaskoczony Kamil, dalej trzymając mężczyznę w garniturze- Co wy tu robicie!?
-Kamil! Magdalen! I Lucky! A co wy tu robicie!?- zdziwił się staruszek.
-Panie Closeclair! Pani Gracy! Dobrze was widzieć!- zapadła cisza, wszyscy patrzyli krótko i szybko po sobie. Zaatakowana dwójka i przyjaciele Kamila spojrzeli po sobie, po czym wszyscy jednocześnie zawołali.
-To wy ich znacie!!?

                                                                   ***
-Pozwólcie że się przedstawimy…- powiedział spokojnie mężczyzna w garniturze, siadając wraz z kobietą w sukni ślubnej na kanapie. Czwórka przyjaciół siedziała na kanapie naprzeciw. Wszystko się działo przy dawno nie zapalanym kominku. Closeclair i Gracy siedzieli na podłodze i bawili się z małpką. Tomek został położony gdzieś na podłodze i przykryty kocem, nie zdając sobie z niczego sprawy- Nazywam się Henryk, a to moja ukochana żona, Krystyna! Jesteśmy małżeństwem od pięćdziesięciu lat. Z czego dwadzieścia lat jako duchy. I to jak szczęśliwym małżeństwem- powiedział w kierunku panny młodej, która położyła głowę na jego ramieniu
-Oh, wiesz jak do mnie mówić, ukochany.
-Tak sądzisz, najdroższa zgnilizno?
-Oh tak, ty mój przeterminowany przystojniaku.
-„Nic z tego nie kumam…”-pomyślała Magdalen.
-„Zgniłe małżeństwo…”-pomyślał Marek.
-„Przeterminowany?...”-pomyślał Kamil.
-„Chce mi się rzygać…”-pomyślał Lucky.
-Razem z żoną prowadzimy ten nawiedzony dom. To nasza duma i radość. A Pan Closeclair i Pani Gracy nam pomagają.
-Przepraszam was, ale czegoś tu nie kumam. Po co to robicie?- zapytał w końcu Kamil
-Gdy się poznaliśmy za życia, już wiedzieliśmy, że będziemy ze sobą na zawsze. Otóż ja i mój ukochany Henryk mamy bardzo specyficzne i trochę czarne poczucie humoru- opowiadała Krystyna śmiejąc się na głos- Otóż oboje uwielbiamy straszyć ludzi. Bardzo to lubiliśmy i lubimy do dzisiaj. Gdy straszymy uwielbiamy patrzeć na przerażonych ludzi, to jest śmieszne.
-Chyba nie koniecznie dla nich…-mruknęła Magdalen.
-Gdy żyliśmy, robiliśmy straszne psikusy. Ludzie na naszym osiedlu bali się nas przez jakiś czas. Gdy się pobraliśmy na naszym ślubie zrobiliśmy starą sztuczkę z głową karpia w torcie weselnym. Pamiętasz skarbie?- zapytał Henryk, obejmując żonę.
-Ale mieli miny! A pamiętasz jak twojej matce włożyliśmy sztuczną głowę konia wysmarowaną keczupem?
-Oh! To były czasy! A twój numer z oposem w szufladzie naszych sąsiadów? Myślałem, że padnę ze śmiechu a oni ze strachu.
-„Oni nie są normalni”- stwierdził w myślach Kamil.
-Tak…byliśmy wredni, ale tak czy inaczej to się na nas odpłaciło. Doprowadzeni do szału sąsiedzi, polali nas żrącym  kwasem, dlatego tak wyglądamy. Potem obudziliśmy się oboje w Zaświatach. Na początku było nam z tym źle gdy dowiedzieliśmy się, że umarliśmy. Ale gdy nasz mistrz Kurorose nauczył nas posługiwać się różnymi mocami typu energetyka, uświadomiliśmy sobie, że możemy dalej straszyć i bawić się- powiedział uradowany Henryk
-Wiemy, że czasem przesadzamy, ale nie robimy ludziom krzywdy. Ten biedny chłopiec tak się przestraszył, że zemdlał. Zwykle tacy uciekają gdzie pieprz rośnie. I zwykle zamykamy drzwi tylko na chwile i się pokazujemy, a potem otwieramy by uciekli. Lecz chyba mu się zatrzasnęły same. Gdy zemdlał zmartwiłam się. Cały czas tu byliśmy i schowani pod płaszczami, obserwowaliśmy czy nic mu nie jest.
-Chyba sami widzicie, że to trochę groźne- pouczuł ich kotek.
-Wiemy, ale zapewniamy was, że staramy się opiekować tymi, których doprowadzamy do zawału, nikt tu jeszcze nie umarł. Macie moje słowo, prawda? Mój aniele zżerany przez robaki?- zapytał Henryk uśmiechając się do żony. Ta odwzajemniła.
-Oczywiście, mój ty parszywy trupie          .
-Okej, wszystko teraz rozumiemy, ale Tomek był bardzo przerażony, na pewno rozpowie to co się tu działo. Zapamięta wasze obrzydliwe twarze.
-Dla nas to w porządku- odpowiedziała Krystyna.
-Więcej ludzi do straszenia. Mowie wam to frajda. Poza tym nasze twarze wyglądają tak naprawdę normalnie. Potrafimy zmieniać wygląd naszej skóry. Ale tak naprawdę lubimy nasze brzydkie gęby- dodał Henryk.
-Jak widzicie to bardzo sympatyczne duchy, mają tylko niecodzienne hobby- powiedział wesoło do młodszych duchów Closeclair- Od lat z nimi straszymy i nie dość, że mamy niezłą frajdę to jeszcze ektoplazmę po brzegi domu. To jest bardzo opłacalne i…

               W pewnym momencie wszyscy usłyszeli jakieś głosy. Kamil spojrzał przez małe okno, przez które było widać ulice. Zauważył cztery młode dziewczyny z ich szkoły. Od razu je rozpoznał. Anna ze swoimi koleżankami w środku nocy mówiły głośno.
-Zobaczymy sobie od środka ten cały zakichany, nawiedzony dom…
-O rany…- szepnął cicho Kamil do przyjaciół-…To Anna Weller. Niedobrze.
-Hmm. Mam pewien pomysł. Skoro macie taki talent do straszenia, to może…- Magdalen zwracała się w kierunku małżeństwa z wrednym uśmiechem. Oboje zrozumieli o co chodzi, po czym zachichotali.
-Kochanie czy myślisz o tym samym co ja?
-Oczywiście, że tak, moja ty purchaweczko!


                                                                                ***
        Anna i jej koleżanki chowające się za nią, weszły do środka mieszkania powoli zagłębiając się wewnątrz. Oprócz ciszy i brudu nic tu więcej nie było.
-Mówiłam, że nic tu nie…- nagle przed ich twarzami pojawiła się mgła, a z mgły wydobyły się postaci o zgniłych twarzach i dłoniach. Mamrotały coś, a z ich ust wydobywał się odór.
-Boże…to nie duchy…to zombi…- pisnęła jedna z koleżanek-…a ta z blond włosami wygląda jak…Magdalen…
-Jezu!! Pomocy!!!- nagle wybiegły z krzykiem a wyjące postaci dalej panoszyły się po salonie. Gdy Henryk i Krystyna zdjęli z nich technikę zmiany skóry, wszyscy zaczęli się śmiać
-Mieliście racje, zwiewały aż się kurzyło!
-A jednak to było zabawne- powiedziała Magdalen starając się opanować swój śmiech, po czym razem ze wszystkimi zaczęła pałaszować słodką ektoplazmę- I jednocześnie trochę obrzydliwe, ale smaczne.
-To naprawdę dobre!- powiedział Kamil pałaszując zielona wydzielinę
-A nie mówiliśmy!?- odrzekli Henryk i Krystyna równocześnie.

                                                                         ***
               Stali na ganku przed starym małżeństwem, w zupełnie innych nastrojach. Poznawszy prawdziwą naturę nowych przyjaciół, nie mieli obaw co do ich intencji
-Przepraszamy za ten atak na was i w ogóle. Mieliśmy dobre zamiary- tłumaczył się Kamil.
-Nie przejmujcie się tym. Czuje się, jakby miał znowu trzydzieści lat za życia- powiedział wesoło Henryk po czym przytulił żonę.
-Co zrobicie z Tomkiem? Będzie pamiętał co się wydarzyło.
-To co zwykle. Zahipnotyzujemy go i każemy pójść do domu. Nic mu się nie stanie, a Pan Closeclair i Pani Gracy będą czuwać nad jego bezpieczeństwem. Gdy obudzi się rano zrozumie, że to był tylko sen.
-Cieszę się bardzo, porządne z was duchy- powiedział z uśmiechem Kamil.
-Z ciebie również Kamilu
              I tak ze spokojem sumienia, Kamil i jego towarzysze udali się w swoich kierunkach. Do domów. Nieświadomi tego, że niedługo przyjdzie im się zmierzyć z groźnym przeciwnikiem.





*skupiona pięść

3 komentarze:

  1. Przepraszam, ale dawno nie wchodziłam na bloga i dopiero teraz zobaczyłam, że mnie informujesz. Jeszcze raz przepraszam : ) A notka boska ;P
    Monika

    P.S. Mój e-mail to kloi66@o2.pl ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Siemanko! Chciałabym Ci podziękować za odwiedzanie mojego bloga, (moja--fantazja.blogspot.com pojawiła się nowa notka) miły komentarz i pochwałę. Również jestem zapaloną Mangocholiczką i bardzo podoba mi się twój styl pisania. Będę tu wpadać w miarę moich możliwości, czytać i komentować posty. Mogę powiadamiać cie o nowych notka na moim blogu i z chęcią spełnię każde zamówienie. Mam nadzieję, że nasza dalsza znajomość nie skończy się tylko na wymianie linków, gdyż bardzo chciałabym popisać z Tobą o mangach i anime. Pozdrawiam i życzę miłego pisania.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hey. Dodałam note ze zdjęciami, o które prosiłeś.Życzę miłego oglądania i mam nadzieję, że zdjęcia trafią w Twój gust. Pozdrawiam :*:*

    OdpowiedzUsuń

Tyle ile was tu było