środa, 15 sierpnia 2012

Rozdział 16

Zapraszam serdecznie na rozdział 16. Rozdział 17 będzie chyba za jakieś niecałe dwa tygodnie, dlatego postarałem się by był w miarę dłuższy. Jest to początek nowego Arc'u zatytułowanego

 School hard life 


Pierwsze rozdziały były, że tak powiem krótkim wprowadzeniem. Powiedziałbym nawet poczatkiem. Zapraszam serdecznie^^


                                                                        

                                                                           Rozdział 16
                                                                  
                                                                       „Szkolne zasady”


                       Kamil, będąc w towarzystwie Magdalen, Marka, Mochimori’ego i Lucky’iego, którego ludzie na korytarzu nie widzieli, czuł się jak w gronie prawdziwych przyjaciół. Mochimori przyłączał się czasami do rozmów, ale widać było że nie czuje się jeszcze pewnie w towarzystwie. Tej scenie przyglądała się Anna z przyjaciółeczkami.
-Coś jest nie tak. Tak nagle ten frajer znalazł sobie przyjaciół? I jeszcze ta głupia blondyna- prychnęła czarnowłosa, a jej powtórowały koleżanki- Rozumiem, że frajerstwo przyciąga, ale żeby Marek Karnisz, ciacho klasowe się z nimi zadawał?
-Śmiechu warte, gang frajerów- jakaś brzydsza zarechotała głośno. Anna podeszła pewnie do grupki znajomych, a za nią wyszła grupka dziewczyn. Przyjaciele zauważyli jak te do nich podchodzą. Z niesmakiem przyglądali się dziewczyną.
-Proszę proszę. Blond idiotka, szkolny debil i psychopata za bardzo się tobie narzucają, Marku. Wiesz, my jesteśmy fajniejsze od tej grupy kretynów z pod ciemnej gwiazdy. Może byś zainteresował się kimś z pod tej jaśniejszej, co?
-Ty wredna…- warknęła Magdalen i już miała ją zwyzywać, lecz przerwał jej Marek.
-Nie sądzę i się z tobą nie zgodzę, jasne gwiazdy są przereklamowane. Capisz kiczem, ale dziękuje, że dbasz o moje samopoczucie. Na twoje nieszczęście, jestem w bardzo dobrym towarzystwie.
-Mów powoli, ona nie kuma- mruknęła Magdalen z uśmiechem kpiny.
-Nie odzywaj się, blond tandeciarko, nie mówiłam do ciebie!
-Po co do nas podeszłaś, masz jakiś problem?- zapytał Kamil nad wyraz spokojnie.
-Jak śmiesz do mnie cokolwiek mówić! Lepiej skocz mi po coś do picia, bezczelna ciapo!
-Mogę ją porazić?- zapytał Lucky, już się szykując do ataku.
-Mam lepszy pomysł- powiedział cicho Mochimori, po czym wyciągnął z plecaka puszkę Coca-coli, którą wstrząsnął. Zadziorne dziewczyny, nie zauważyły co robi Mochimori, który wstał z miejsca i podszedł z puszką do czarnowłosej- Proszę. Nie gniewaj się na Kamila, mam akurat picie, możesz je wypić.
-Ha! Widzisz frajerze? Niektórzy wiedzą, kto jest lepszy, a kto nie- powiedziała ciągnąc za zawleczkę- Musisz się nauczyć,  że…- i nagle fontanna coli pod ciśnieniem, opryskała twarz Anny i jej dekolt. Ciśnienie było tak wysokie, że koleżankom też się dostało. Piszcząc, odsuwały się gwałtownie do tyłu. Anna stała zaskoczona z otwartymi oczami, patrząc na swój ubrudzony, mokry i klejący się od coli mundurek. Za to czwórka pozostałych przyjaciół śmiała się tak głośno, że słyszał ich cały korytarz. Większość uczniów również dostała napadu śmiechu. Anna zezłoszczona rozglądała się na boki, a potem spojrzała na Mochimori’ego, który udawał, że jest mu przykro.
-Przepraszam. Nie chciałem, by tak się stało- powiedział po czym sięgnął do kieszeni- Proszę, weź moją chusteczkę.
-Dawaj to świrze!- krzyknęła, po czym zaczęła wycierać się nią po twarzy. Gdy przestała, wszyscy zaczęli obserwować jej twarz. Była umazana czymś czerwonym. Wszystkie koleżanki doznały szoku, gdy zobaczyły czerwoną twarz Anna’y. Ta krzyknęła tak, jakby coś ją wystraszyło. Na dłoniach miała ten sam kolor. Wyrzuciła gdzieś chusteczkę, piszcząc w panice i w nerwach- Krew! Krew!!
-Boże!!
-Oj. Przepraszam nie ta kieszeń- powiedział spokojnie Mochimori. Nie widać było po nim żadnej innej reakcji niż spokój. Jego przyjaciele za to, tarzali się na ławce, klaszcząc w dłonie. Odprowadzili jeszcze wzrokiem złą i rozpłakaną Anna’ę, która biegła jak oparzona do toalety. Mochimori odwrócił się do kolegów, którzy wystawiali mu dłonie by przybić mu piątkę.
-To było boskie!
-Zostało mi trochę czerwonej farby, chyba nie jest na mnie zła?- pomyślał na glos, uśmiechając się lekko.
-Chyba rzeczywiście miałeś lepszy pomysł!- przyznał Lucky.

              Śmiechy na korytarzu przerwało pojawienie się pewnej osoby. W szkolnym mundurku, czyli białej koszuli i czarnych spodniach. Osoba ta miałz na sobie czarną marynarkę, a na prawym ramieniu miała przypiętą jakąś opaskę. W niebieskim kolorze. Wokół rozległy się szepty.
-Patrzcie. To przewodniczący szkoły…
-Najlepszy uczeń…
-Nie pochodzi z Polski…słyszałem że z Rosji.
             Kamil i jego koledzy zwrócili wzrok w kierunku srebrnowłosego chłopaka. Jego wyraz twarzy wydawał się być przytłumiony i jakby trudny do odczytania. Wiecznie poważna mina, jak na siedemnastolatka. Był w tym samym wieku co Kamil.
-To Ivan Moskal. Przewodniczący…- znowu ktoś szepnął. Fioletowe niczym kolor śliwki oczy, przyglądały się postaci Mruka. Pewnym krokiem podszedł do niego. Stał nad nim i nad siedzącymi obok niego kolegami.
-Kamil Mruk. Magdalen Gingle. Do mojego gabinetu. Natychmiast. Jesteście tymczasowo zwolnieni z zajęć- Kamil i Magdalen spojrzeli po sobie nerwowo, po czym na resztę towarzyszy. Lucky mając pewność, że nie zostanie zauważony, wskoczył na ramię Kamila.
-Pójdę z wami. Nie zauważy mnie…

                                                                              ***
                     Siedzieli na dwóch krzesłach z oparciem, naprzeciw biurka fioletowo okiego, który patrzył na nich jak na pospolitych przestępców.
-Chyba zdajecie sobie sprawę z tego, z jakiego powodu tu jesteście?- Kamil i Magdalen spojrzeli po sobie.
-No właśnie nie wiemy- powiedziała Magdalen mrużąc oczy.
-Właśnie. Czy zrobiliśmy coś nie tak?- zapytał poważnie Kamil.
-Parę dni temu o godzinie 17:03, sąsiedzi mieszkający w blokach obok szkoły, słyszeli dziwne hałasy dochodzące z budynku. Jakieś piski, krzyki, uderzenia, odgłosy zniszczeń…- wymieniał przeglądając jakiś notes, co wprawiało Kamila i Magdalen w lekkie zdenerwowanie. Mniej więcej o tej godzinie walczyli z Kred’em.-W dodatku w Sali 302 i w jednej z sal na prawym skrzydle szkoły, pentagramy na ścianach, wyrysowane jakimś ostrym narzędziem. Akt wandalizmu na wyciągnięcie ręki. W dodatku wgniecenia w betonie, zniszczone ściany. Dwie zniszczone drewniane ławki. I jeszcze rozlana woda przy schodach. Jak mi to wyjaśnicie? Podobno przebywaliście wtedy w szkole. Parę osób widziało was jak obok niej przechodziliście, a potem do niej wchodziliście- patrzył na dwójkę przyjaciół równie poważnie.
-„Dziwne,  za nim weszliśmy do szkoły założyliśmy płaszcze. To niemożliwe, by ktoś widział jak tam wchodzimy…”- pomyślał Kamil, doszukując się czegoś podejrzanego- Nie wiemy o czym mówisz- dodał na głos.
-Nie sądzę by tak było. Twierdzicie, że nie wiecie o czym mówię, ale nie wiecie też chyba o zasadach panujących w tej szkole, które łamiecie.
-Zasadach? Dobrze je znamy….
-Czyżby? Zasady regulaminu uczniowskiego. Numer jeden: Uczeń wypełnia starannie swoje obowiązki, nie opuszcza zajęć, systematycznie uczęszcza na lekcjach, zgłasza brak gotowości do zajęć w razie potrzeby. Ucieczki z waszych lekcji również były zgłaszane. Choćby nagłe wyjście z zajęć na lekcji chemii. Zostało mi to zgłoszone zaraz po waszych ucieczkach. Zasada złamana.
-Zaraz, my to wyjaśnimy…- niestety Ivan dalej przerywał Kamilowi.
-Numer dwa: Uczeń szanuje swojego nauczyciela, słucha wykładu na lekcji, udziela się i wykonuje obowiązki zlecone przez nauczyciela. Wyjście w środku lekcji odnotowane właśnie  przez nauczycielkę chemii, o której wspomniałem, a także niepojawianie się na lekcjach muzyki. Zasada złamana. Numer trzy: Uczeń opuszcza budynek szkoły po zakończonych zajęciach, nie przebywa w niej więcej niż pół godziny po skończonych lekcjach. Te pół godziny zostało przekroczone. Zasada złamana.
-„Ten gość jest przerażający…”-pomyślał Lucky, siedząc dalej na głowie Kamila, który nerwowo wraz z Magdalen słuchali zarzutów. Po cichu zszedł na ramię brązowowłosego.
-„Nie dobrze. Problemem jest to, że nie mieliśmy innego wyjścia, musieliśmy walczyć na terenie szkoły! Rozumiem, że musi się zajmować tym co dzieje się w szkole, ale jak domyślił się że to jednak my? To że wtedy staliśmy przed szkołą o niczym nie świadczy. Nikt nie mógł widzieć jak do niej wchodzimy.”- myślał spanikowany Kamil, zaś Magdalen zaciskała zęby.
-„On tak łatwo nie odpuści, wiem to…”- pomyślała Magdalen.
-Numer cztery: Uczeń szanuje budynek szkoły. Nie niszczy elementów należących do wnętrza, zostawia po sobie porządek. Wcześniej wspomniałem wam o zniszczeniach. To był czysty akt wandalizmu. Zasada złamana. Numer pięć. Uczeń w miarę możliwości stara się pomagać swoim szkolnym i klasowym kolegom, nie poniża ani nie szykanuje ich, nie doprowadza do bójek, łagodzi atmosferę kłótni. Pokazaliście, że tego nie potraficie po tym jak potraktowaliście Anna’ę Weller. Zasada złamana.
-Hej zaraz! To co było na korytarzu, to przez to, że Anna zaczęła kłótnie…- zdenerwowała się Magdalen, prawie że wstając z miejsca, lecz mimo to Kamila coś oświeciło.
-„Coś jest nie tak. Skoro widział to zdarzenie i to co się stało, czemu nie wziął z nami Mochimori’ego? To on ją pobrudził i ochlapał cola’ą. Poza tym ci cali sąsiedzi na pewno powinni widzieć właśnie jego jak wchodzi do szkoły. Nie jest duchem! Tak samo Marek, który został w szkolę. Czemu nie wezwał również ich? Coś tu nie pasuję. On ma coś do nas. Coś się święci…”- myślał Kamil przyglądając się uważnie spokojnemu Ivan’owi i jego przerażającym oczom-„Te oczy…jakby chciał nas…zabić…”
-Liczy się sam fakt, iż jednak zasady zostały złamane. Poznaliście swoje zasady, wiec ja poznam was również z moją. A główną zasadą przewodniczącego szkoły jest zgłaszanie dyrektorowi informacji o każdym przewinieniu uczniów. Nie ważne jak błahe by nie było. W waszym przypadku złamanie aż pięciu zasad z ośmiu, jest karane zawieszeniem.
             Słysząc słowo „zawieszenie”, Magdalen i Kamil wzdrygnęli się. Nie wiedzieli, że bycie duchami przyprawi ich o takie problemy. Gdyby mogli, wyjaśniliby wszystko Ivan’owi.
-Czy dalej nie wiecie o czym mówię? Chyba nie. Jak już powiedziałem, wszystko zostaje zgłoszone dyrektorowi. Złamaliście zasady i…
-Chwila! To nie porozu…- wyrwał się Kamil, chcąc bronić siebie i Magdalen, lecz glos przewodniczącego szkoły mu przerwał.
-…ja też złamie swoją- dokończył głośniej Ivan.
-He?- zdziwiła się Magdalen.
-Co masz na myśli?- zapytał Kamil- „Nie podoba mi się ta sytuacja”.
-Zwarzywszy na to, iż to jakby wasza pierwsza wizyta tutaj i rozmowa ze mną na temat przewinień, nie zgłoszę tego dyrektorowi. Nie pytajcie mnie dlaczego, jestem po prostu przychylny.
-„Że co? Teraz to naprawdę mi nic nie pasuje. Skoro złamaliśmy tyle zasad, to czemu idzie nam na rękę? Nie wierze, że osoba jego pokroju mogłaby tak po prostu dać nam spokój. Rozumiem, gdybyśmy byli jakimiś dla niego bliskimi znajomymi, ale jesteśmy dla niego obcymi ludźmi. Coś mi tu nie gra”
-„Chyba Matoł też nie jarzy o co tu chodzi…-pomyślała, po czym spojrzała na Lucky’ego, który cały czas mrużył swoje duże oczy-…Kot chyba też. Co ten gość zamierza?”
-Możecie odejść- Kamil i Magdalen spojrzeli po sobie, po czym wstali szybko z krzeseł. Mruk otworzył drzwi i już mieli wyjść, gdy zatrzymał ich głos Ivan’a- Zapomniałbym.
-Tak?- zapytał Kamil, trochę nerwowo. Nie wiedział czemu, ale srebrnowłosy wzbudzał w nim przerażające odczucia- „Co jeszcze?”
-Następnym razem, gdy się tu pojawicie, pamiętajcie o tym, że mam uczulenie na kocią sierść.
-Co?- oczy Magdalen i Kamila wyglądały w tej chwili jak okrągłe talerze. Po ich ciele przebiegły nieprzyjemne dreszcze. Kamil myślał, że zaleje go zimny pot. Szybko kątem oka spojrzał na swoje ramie, gdzie siedział Lucky. O też był przerażony.
-Nic takiego. Idźcie na lekcje.
-E…tak! Już idziemy!- powiedział Kamil, po czym wyszli wszyscy przestraszeni, zostawiając uśmiechającego się z wyższością Ivana. A Kamil doszedł do pewnego wniosku.

                                                              ***
-On o nas wie…- powiedział poważnie Kamil, opanowując oddech. Razem z blondynką i kociakiem wybiegli jak oparzeni z pokoju.
-Skąd ta pewność…Może po prostu rzucił hasłem?- powiedział Lucky, zeskakując z ramienia brązowowłosego.
-Nie. On o nas wie. Mam sto procent pewności. Poza tym, nie zdziwiło cię, że nie zabrał z nami Mochimori’ego, po tym jak ubrudził Anna’ę colą? Poza tym istotne fakty powinny się łączyć. Powiedział, że widział tylko nas i nikogo innego wchodzącego do szkoły. My mieliśmy na sobie płaszcze, a Mochimori to żywy człowiek, nie duch. Powinien wspomnieć o nim, a tak nie było.
-Teraz kumam, więc może to kolejny żywy z mocą?
-Nie mam pojęcia. I tym razem wolę wcale nie sprawdzać czy jest przyjazny.
-Skąd tak nagle…-chciała coś powiedzieć Magdalen
-Widziałaś jak na nas patrzył?- przerwał jej Kamil, opierając się o ścianę- Nie wiem jak ty…ale ja widziałem w tych oczach rządzę mordu. Nie taką jaką miał Mochimori. To było coś…coś zupełnie…jakby…nie wiem jak opisać to uczucie. Przeraża mnie to…
-Matole…- szepnęła Magdalen cała spocona- Ja też się cykam. Mieliśmy duchowe płaszcze. Lucky nie. Czy to może być powód, że…sama nie wiem…
-On gra z nami psychologicznie. Coś mi się wydaje, że nie chodzi mu o zniszczenia i złamane zasady- powiedział Lucky. Nagle zadzwonił dzwonek- Słuchajcie, pójdę poszukać jakiegoś jedzenia. Pójdę na sekundkę do Zaświatów, może coś dostane.
-Jak chcesz kocie- powiedziała Magdalen, po czym Lucky pobiegł gdzieś w swoim kierunku.
               Korytarz przepełnił się uczniami. Kamil i Magdalen poszli w stronę tej samej ławki co zawsze. Teraz zaczęła się długa przerwa, więc usiedli jak zawsze, czekając na Mochimori’ego, który był w innej klasie co oni, i na Marka. Lecz jakoś dziwnym trafem nie przybyli się spotkać.
-Dziwne. Mówiliśmy, że będziemy tu czekać…
-Ha! Znowu sami! Frajerzy!- znowu nad dwójką przyjaciół stanęła Anna.
-Jeszcze ci mało? Jesteś jak wrzód- rzuciła wściekła złotowłosa.
-Czego chcesz? Zaczyna nas to denerwować- stwierdził już podirytowany Kamil. Rozmowa z przewodniczącym odebrała mu cierpliwość.
-O! No tak, miałam wam przekazać, że ta dwójka frajerów dostała informacje od nauczycielki by udali się do gabinetu Moskala.
-Że co!?- krzyknęli oboje, wstając razem z ławki.
-To co słyszeliście i nie drzyjcie się na mnie!  Zupełnie przed chwilą poszli, chyba się minęliście. A myślałam, że jesteście przyjaciółmi! Frajerzy!- zarechotała czarnowłosa. Kamil i Magdalen pośpiesznie skierowali się z powrotem w stronę gabinetu Ivana.
-„Wiedziałem! On chce im coś zrobić!”
-Matole, mam złe przeczucia!
-Ja też! To mnie upewnia jedynie w jednej rzeczy! Ivan coś planuje!

                Gdy zbliżali się do korytarza, prowadzącego pod gabinet Rosjanina, zauważyli już w oddali drzwi, które się otworzyły. Ku ich zdziwieniu z gabinetu wyszli Marek i Mochimori. Kamil i Magdalen stanęli jak wryci. Dwójka żywych chłopców podeszła do nich ze zdziwieniem.
-Marek! Mochimori! Nic wam nie jest!? Myśleliśmy, że…- nagle Kamil zaniemówił, gdy z pokoju wyszedł również Ivan. Rosjanin uśmiechnął się nikle, idąc spokojnym krokiem w stronę grupy przyjaciół.
-Karnisz. Koga. Pamiętajcie o swoich obowiązkach- rzekł, po czym wyminął ich. Gingle i Mruk przyglądali się odchodzącej sylwetce srebrnowłosego, który nie zwrócił najmniejszej uwagi na ich zachowania.
-O co chodzi!? Po co was wezwał!?-dopytywał się panicznie Kamil.
-Spokojnie Kamil. Poprosił nas byśmy wysprzątali sale gimnastyczną, bo dziś sprzątaczki mają wolne i zrobiła się jakaś luka.
-Obiecał nam zapłacić za fatygę, więc co nam szkodziło- dopowiedział spokojnie Mochimori, drapiąc się w tył głowy.
-Ale…ale…- Kamil znów odwrócił głowę do tyłu, jakby w obawie, że coś jednak jest nie tak.
-Wyglądacie na zdenerwowanych. A po co was wezwał?- zapytał Marek, krzyżując ręce na piersiach.
-Eee…chodzi o tą akcje z Kred’em i…jakby czepiał się o zniszczenia…- Kamil odetchnął, po czym dopowiedział ze spokojem resztę-…chodziło mu po prostu o zniszczenia, które się narobiły po walce z Kredem. Wysuwamy głupie podejrzenia, zapomnijcie o tym.
-Taa, wpadamy w paranoje- rzekła Magdalen pocierając czoło- Więc wrobił was w sprzątanie?
-Tak. Ja i tak nie mam nic do roboty- powiedział Mochimori, jakby smutno.
-Okej. Niedługo będzie po lekcjach, więc spotkamy się jutro-rzucił Kamil.
                                                                          ***
                    Magdalen i Kamil szli własną drogą w kierunku domów. Już była szesnasta, a Mochimori i Marek siedzieli w szkole i sprzątali.
-Myślisz, że będzie okej?- zapytał Kamil poprawiając torbę na jedno ramię.
-Przestań się martwić Matole. To, że ten cały Ivan jest przerażający nie znaczy od razu, że jest mordercą duchów.
-No może tak. Ale to jak wspomniał o kociej alergii…
-Weź przestań. Może wyczuł na nas zapach Lucky’iego i tyle.
-Może masz racje…- nagle dotarli do skrzyżowania ulic.
-Okej. To ja idę tędy. Tam mieszkam- powiedziała Magdalen, po czym machnęła Kamilowi na pożegnanie.
-Pa!- odpowiedział Mruk- Właściwie to i tak nie wiem gdzie ona mieszka…-powiedział do siebie, po czym zaczął iść w kierunku swojego domu. Nagle poczuł wibracje w telefonie. Wyciągnął komórkę z kieszeni. Dostał wiadomość od Marka. Przeczytał ją w myślach.
         
                 Kamil, przyjdź szybko do szkoły na salę gimnastyczną! Musisz nam pomóc!

               Nie wiele myśląc, wrócił się i zaczął biec jak szalony w kierunku szkoły. W myślach powtarzał sobie treść wiadomości o Marka. Wiedział, że coś się wydarzyło. I miał pewność, kto może stać za tym wszystkim.
-Ivan!



2 komentarze:

  1. Hah! Genialny rozdział! Bardzo mi się podobał. Piszesz zaskakująco dobre monologi i ładnie (nawiązując do poprzednich rozdziałów) wykreowałeś postacie. Nie powiem który z bohaterów jest moim ulubionym, ale możesz mieć pewność, iż takowy jest :) U mnie nowa notka. Pozdrawiam serdecznie :*:*:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nadal nie mam kiedy nadrobić twojego opowiadania wybacz mi za to.
    Iiii... nowa notka na blacretions.blog.onet.pl ^^ Troche długo z nią się zeszło... x,x"

    Adsuro

    OdpowiedzUsuń

Tyle ile was tu było